sobota, 29 grudnia 2012

Generalnie to jest pomysł na obrażenie się ,a nawet jego realizacja w pełni. Leży się, czyta się, leży się, film się ogląda, leży się, przysypia się, a to kawkę się przy tym leżeniu pije.
No, leży się.
Ale ile kurka wodna można leżeć??? Kręgosłup mi wysiada od tego leżenia, fryzurę mam mocno nie filmową, piżamka się zgnietli, a przecież chodzi o to, żeby wszyscy ( znaczy się te barany domowe ) żałowali, że taka piękna, mądra i niezastąpiona, z naciskiem na piękna, TYLKO leży.
Niestety brak bodźców zewnętrznych, bowiem głód im w oczy nie zagląda,  lodówka z nadmiaru do nadal się nie domyka, posprzątane w ramach świątecznych porządków nadal jest, a i w zmywarce jeszcze małe co nieco się zmieść. Czyli znikąd pomocy.
Postanowiłam więc przerwać to leżenie i w stanie jak najbardziej ciągłego obrażenia udać się w miasto światowe do cna zrujnować moje konto i tak już mocno zrujnowane. Ruszyć na tegoroczne wyprzedaże. Niestety nic z tego. Świat też jest przeciwko mnie. Wiadomo - jak kto ładniejszy to zara na niego. Tak leje, tak leje, tak wieje, że nawet najgłębsze obrażenie nie wygna mnie z domu. W takim razie ...leżę.

piątek, 28 grudnia 2012

Jeszcze raz dzięki za życzenia. Dramatyczny post napisany w momencie skrajnej rozpaczy -ściągnęłam.Trochę już ochłonęłam ale nie całkiem, bo jeszcze wiele rzeczy do załatwienia przede mną. Jakaś czarna chmura nade mną od Wigilii. Niby wiatr wieje, a tej cholery odegnać nie umie.
Prawem Murphy'ego czy innej serii dodatkowo zepsuł się:
- odkurzacz
- komórka
- łapotok
Wyszło na to, że najważniejszy jest odkurzacz. Po deliberacjach typu- tańszy , droższy, mniejszy, większy doszłam do wniosku, że i tak każdy szlag trafi ( ostatni był z middle class ) kupiłam ...tańszy. Przytargałam do domu, włączyłam i wyłączyłam. Spakowałam, pojechałam oddać. Wyszło, że kupię droższy. Upper Class. Padało na Miele, właśnie Umyślny przed godziną ,przywiózł szybkim pogotowiem. Szału ni ma. Co oczywiście nie wpływa na poprawę mojego nastroju. Za to wpłynęło zasadniczo na stan mojego konta.
W sklepie ekspedienta doprowadziła mnie do skrajnej rozpaczy z powodu niemożności wykonania prostej czynności matematycznej jaką jest dodawanie w zakresie dziesięciu. Prześwietny Pierwszy tak mi podpadł w Święta, że chyba zdzielę go garnkiem jak wróci. Dzieci oddam do domu dziecka. Natenczas same się oddały - jedno właśnie leci gdzieś tam w świat , drugie przezornie zamknęło się w pokoju.
A ponieważ ja sama idąc tropem Lejdis jestem cudowna jak woda z Lichenia to czas żeby albo zacząć brać hormony albo rzucić te, które biorę. Amen.

niedziela, 23 grudnia 2012



http://t2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQBG5V8FggTTKZnNRo53xbe-rhWPVWBCpRZj2dksXEfvCYMdZ-4Z okazji Świąt Bożego Narodzenia- spokoju , wyciszenia, znalezienia samych pozytywów w tym otaczającym nas oszalałym świecie, opieki Najwyższego, nadziei płynącej z Jego narodzenia czyli po prostu - najlepszego! 
Pewnie jeszcze tu zawitam ale zawczasu - Szczęśliwego Nowego Roku!

http://www.youtube.com/watch?v=KCSpYtAWiUQ

piątek, 21 grudnia 2012

Koniec świata

W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

Czesław Miłosz


w każdym razie było miło:)

wtorek, 18 grudnia 2012

No więc tak, ( nie zaczyna się od więc za wyjątkiem kiedy się zaczyna )  -z moją stopą ( i nie jest to moja lewa stopa ) nie jest dobrze. Szczególnie nie jest dobrze jak moja stopa się spieszy, a teraz przed świętami spieszą się wszyscy. A dokładnie wszystkie stopy.
Mówię jej nie spiesz się stopo, bo mnie bolisz jak się spieszysz i szybko chodzisz, a dokładnie jak chcesz szybko chodzić, bo się i tak to szybko, z powodu bólu, nie udaje i staje się jeno pobożnym życzeniem. 
Wiem! Przyczyną zaiste jest brak nowych butów!
No to prędziutko przejrzałam milionpińcetstodziewińcest stron internetowych ( przecież do sklepu nie zajdę ) i zamówiłam sobie trzy pary. Na śniadanie, na obiad i na kolację. Prześwietny Pierwszy Mąż z chytrym uśmieszkiem radzi mi przeglądanie stron z wózkami. Mówi, że raz wydane piniądze, a starczy na lata.
Sztuka epistolografii może i w zaniku ale kartomanii na pewno na Wyspach jej Królewskiej Mości- NIE! Nic to, że przychodzą z pieskami, kotkami, krajobrazami, końmi, żyrafą ,a czasami to nawet z choinką! Za to wszystkie mają w tytule Merry Christmas i dzięki temu wiadomo o co chodzi. Ale oso chodzi???. O tradycję? Ale jaką? Kartkową! A juści, przecież nie inną. Dobre i to, bo dobrego słowa nigdy przecaś za wiele. I tego się trzymajmy.

środa, 12 grudnia 2012

Udaję, że nie widzę tego, co za oknem. Zima. Wszystko skute lodem. Auto samo się nie skrobie. Trza paluchem. W dzień trochę puszcza ale tylko trochę, takie perskie oko dla zmyły. Koty zamarzły na płocie. Podjadają słoninkę zostawioną dla sikorki. Na usta ciśnie się odwieczne pytanie:
Pani kierowniczko czy ja palę? 
Wczoraj Młody miał klasową kolacje wigilijną, cokolwiek to tutaj znaczy. Oczywiście na miejsce spotkania wybrali miasto światowe. Do miasta światowego jedzie się przez wsie, pola, lasy i łąki. Na dwudziestą. Tacy juz dorośli. Z racji dziennego ocieplenia, wieczorne mgły o dzwudziestej dają niesamowite wrażenie horroru rodem z sir Artura. Psy Baskervillów wyły, konie stawały dęba, owce na moczarach zapadły się w wieczność. Chwyciłam się tej kierownicy i z nosem przy szybie, jednym okiem sprawdzając czy widzę chociaż kawałek białej linii na drodze, gnałam te 20 mil na godzinę. I tak cztery razy. Tam i z powrotem, tam i z powrotem.
Nie było gdzie się zatrzymać. Centra handlowe czynne do północy? Zapomnij, terra nieznana. Do pubu nie mogłam, bo do czego może w pubie dojść po czterech godzinach czekania, jak mnie już po jednej korcą te tańce na stole. Transport zwany publicznym o takich porach dawno jest umarty. Anglia.

sobota, 8 grudnia 2012

A dzisiaj to my już tak trochę świątecznie. Odebrałam zwłoki z pociągu. Oj, coś widzę, że nawet rosół tu nie pomoże jeno abstynencja ,a na tę się w najbliższym czasie nie zanosi. Na pocieszenie dodał, że całe biuro mniej więcej jest w takim stanie. Prześwietny Pierwszy Mąż się dopytuje czy nie ma tam przypadkiem przyjęć do pracy.
Karpie zamówione. Bigos się gotuje. Zawekuję i na Święta jak znalazł. Barszczyk już się kisi. Przymierzam się jeszcze do robienia pierogów. Na razie farsz na tapecie. Mam parę dni wolnego, z powodu odnowienia kontuzji nogi, to go wykorzystuję. Doktor napisali, że zalecane leżenie. He, he.

piątek, 7 grudnia 2012

E, być księżniczką też zdaje się jest do dupy. Nie ma ciąży? -źle. Jest ciąża- jeszcze gorzej! A wszystko bez to, że ten Dwór cięgiem cygani. Jakoś tak mają zakręcone we łbach od wieków, że prawdy nie mogą prostemu ludowi powiedzieć. No, bo kto przy zdrowych zmysłach uwierzy, że księżniczka ze sztabem sług wszelakich, własnych kucharzy, dietetyków, lekarzy i całym zapleczem medycznym ląduję w szpitalu z powodu porannych mdłość?
 Toż to przecież sami sobie tę potrute robią, wodę  na młyn dla tych hien gazetowych puszczają, a Ci nie w ciemię bici, na siłę chcą wyniuchać, co naprawdę w trawie piszczy, bo taki ich zawód. I koniec końców jest jak jest, jak z księżną Dianą. Od radości do żałości. I żadne bicie się w piersi życia nie wróci. A w jednym i drugim przypadku aktualnym pozostaje pytanie na ile mamy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem ,a na ile z Security Service.
A mówiłam, żeby jej tego pierścionka po matce nie dawał, bo to nic dobrego nie wróży? Ale kto by tam obcego słuchał.

czwartek, 6 grudnia 2012

Mikojaj był! I uciekł. Ale był. To wzienłam się za jego wspomaganie i pojechałam na świąteczne zakupy. Dokupiłam, co tam jeszcze brakowało, sama sobie mikołaja dowartościowałam płaszczykiem. Prześwietny Pierwszy powiedział, że wyszczupla ( świnia ). No to teraz już tylko lepić pierogi i groch łuskać.
Starsze dziecko doniosło, że jak tak dalej pójdzie w jego pracy, z tymi biznesowymi spotkaniami krismasowymi to:
a) albo mu wysiądzie wątroba
b) albo popadnie w alkoholizm
c) albo i jedno i drugie
w weekend przyjedzie leczyć się rosołem.
U mnie w pracy też już spotkanie było. W crackersie wyszarpałam, oczywiście oprócz korony,... samolot! Wyglądał na Airbusa albo innego wielgaśnego Boeinga. Jak nic pewnikiem w przyszłym roku polecem na Barbados.
A tymczasem z wielką ochotą odpowiem na zaproszenie Socjo do zabawy jednocześnie moim poprzednim smutkom każąc iść w diabły.

1. Skąd pomysł na pisanie bloga?
Z gadulstwa.

2. Czy twoi bliscy czytają twojego bloga?
Absolutnie NIE!

3. Czy masz swój ulubiony rytuał podczas pisania (kubek z herbatą, ulubione miejsce, stała pora, etc)?
Nie.

4. A teraz z innej beczki: jaką książkę właśnie czytasz?
Marian Zacharski "Rosyjska ruletka" część II biografii naszego słynnego szpiega.
Słabsza.

5. Kino czy teatr?
Teatr, chociaż sto lat nie byłam:(

6. Czy masz ulubiony cytat z filmu lub książki? (wiesz, na przykład Scarlet O'Hara, albo Killer)
Całe mnóstwo!

7. Czy umiesz wybaczać?
Umiem.

8. Czy jest coś, czego nie wybaczysz nigdy?
Ja wybaczam ale nie zapominam.

9. Kochasz za coś, czy mimo wszystko?
No mimo wszystko, na tym chyba to własnie polega.

10. Czy wierzysz w tegoroczny koniec świata?
Nie.

11. Jeśli tak, to jaki masz plan na ostatni tydzień ;
Planu brak w związku z odpowiedzią powyżej.

A teraz sama mam wymyślić 11 pytań ( czemu jedenaście??? ) i wskazać kto ma na nie odpowiedzieć.
Idąc za Dante  „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy [tu] wchodzicie” i natychmiast na swoich blogach a najlepiej tutaj- odpowiadajcie!

1.  gdybyś mógł/a wybrać płeć kim być był/a?
2.  czy wiesz dlaczego człowieka czasami swędzi?
3.  gdzie według ciebie można nosić kolczyki?
4.  jak się smaży naleśniki, o ile taka potrawa w ogóle istnieje?
5.  czy abstynencję można leczyć?
6.  co robić, żeby po wstaniu z łóżka wyglądać jak aktorki na filmach?
7.  czego nie jadacie?
8.  czy zemsta ma słodki smak?
9.  gdzie spieprza tekst, którego się przez gupote nie zapisało?
10. czy lubisz swoje imię?
11. co chcesz na gwiazdkę, nawet jeśli to niemożliwe?

wtorek, 4 grudnia 2012

Czy można tu czasem dla odwyrtki posmęcić? Ponarzekać?
Jestem zawiedziona ludźmi. Dokładnie postawą.
Ja, co to wierzę w ludzkość od zarania, od pewnego czasu doświadczam jakiejś takiej całkowitej jej miałkości. Płytkości. Bylejakości. Braku wiedzy. Elementarnych zasad wychowania. Roszczeniowej postawy. Braku empatii. Plotkarstwa. Donosicielstwa. Nieszczerość. I to wszystko w gronie bardzo młodych ludzi.
Świat dziadzieje.
Do tego czytam artykuł , który całkowicie mnie zasmuca, a z którym jednak w przeważającej części się zgadzam. I niekoniecznie ma on, przynajmniej w wielu fragmentach, odniesienie tylko do Polski.
Dla przykładu - ostatnimi czasy, pewnie butny młodzieniec, podobny do tego tyle, że grubszy, łysy i w rzeczonym dresie, który uznaje za jakże wyrafinowane przyodzienie, bo przecież z Nike, chlubiący się, a jakże licencjatem zdobytym na prywatnej Uczelni? w Polsce  - mówi mi, że komuś, z czegoś, zrobi jesień średniowiecza. Pytam, czy wie o czym mówi. Co to oznacza ( chociaż tego, co znaczy w tym konkretnym przypadku i ja dokładnie nie wiem ) ta "Jesień średniowiecza". Czy zetknął się z nazwiskiem Huizingi?
Że, what?
Czas umierać.
Tęsknię na ty emigracji okrutnie ale dostrzegam przecież i jej plusy. Tę szansę jaką dostali moi chłopcy i z jakiej skrupulatnie korzystają. Tęsknię jednak za tym, co było. Za krajem zielonym, z zimą mroźna co jej przecież nienawidzę i latem gorącym pachnącym truskawkami, za paniami, co to mówią- następny proszę - tak, że szlag człowiek może trafić, za gderaniem, narzekaniem i upiornym posłannictwem narodu, którego wszyscy dookoła mamy dosyć ale tak naprawdę to nikt nie wie, jak tęsknię za swoimi przyjaciółmi. Za tymi, którzy posługują się dobrze znanym mi kodem i niekoniecznie tylko kod językowy  mam na myśli.

sobota, 1 grudnia 2012

 Każdy kiedyś traci dziewictwo. I w końcu padło i na mnie. W sile wieku ale jednak.
Po pięciu latach pobytu na Wyspach trafiłam do ...pubu. Tak wiem, wstyd tak długo z tym wiankiem się obnosić ale jakoś nie było okazji. Nie było do czego nawiązać. Prześwietny Pierwszy Mąż preferuje domowe zacisze, a ja jakoś panie teges, sama i chciałam i bałam się. Do wczoraj!
Jezderkusie przecież to je miejsce stworzone dla mnie! Ludziów tłum, a chopów, co to ich lubiem pasjami, normalnie moc. Do baru dopchać się nie można. Rozmowy o życiu mrówek i piłce zresztą tyż. Salwy śmiechu i występy osobnicze, sama o mało co nie tańczyłam na stole po trzecim piwie, jedynie wrodzona nieśmiałość mię powstrzymała. Toż to ja to muszę powtórzyć! Albo nawet cyklicznie zacząć uczęszczać, czy cuś?

czwartek, 29 listopada 2012

No i w piz-du i wylądował, żeby oddać tę głębię, trza się posłużyć tym właśnie znanym cytatem.
Kto wylądował? A raczej, co wylądował? Nie, nie Tomek na wojennej ścieżce, bo ten jeszcze durś, a cięgiem Kochani Rodzice bez matki, opala się na Malarii. Wylądował świąteczny nastrój!
Całe miasto, a dokładnie cała moja wieś, jak długa i szeroka w choinkach, bombkach, świecidełkach.
Kolendy rżną od świtu do nocy, zarzynając sens takowych.
Sąsiad wystawił do okna choinkę.
Iluminacja w co drugim domu. W co pierwszym będzie po tym weekendzie.
Indyki zalegają w lodówach.
Łososie łypią okiem, a wielkie szyny powiesiły się na sznurkach z rozpaczy, że za chwilę, już nikt nie będzie pamiętał, gdzie jest sens i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, na czym polega urok nocy wigilijnej.
Cholera jasna dawajta mię szybciej te wnuki to może jeszcze co uratuję, Dickensa pokażę, a nawet przeczytam i wyczaruję zapach pomarańczy ( e, tu to chyba trochę przesadziłam ).

niedziela, 25 listopada 2012

Tomek na wojennej ścieżce poleciał w odległe rejony debatować na forum młodzieżowego ONZ, o problemach świata tego. Nie wiem czy zmieści się w nim nasz mikro domowy. Przed wylotem do pokojowej nagrody Nobla nie doszliśmy.
Doleciał. Info wysłał na mój adres treści- Kochani Rodzice, znaczy się nie myśl matko wyrodna, że do Ciebie piszę
-jest ok, tylko bardzo gorąco. Obrady zaczęły się burzliwie. Jutro plener azjatycki -Kuala Lumpur. Stop.
Na koniec coś było o kochaniu?
Przemyślałam. Cudowna cisza. Porządek. Lustro nie oplute pastą. Może nie odbierać z lotniska?. Zwrócić na porodówkę, w końcu termin reklamacji upływa dopiero w przyszłym roku. Zastanowiem się.


sobota, 24 listopada 2012

W życiu to nic nie jest proste.
 Urodzić się nie jest łatwo i umrzeć tyż zresztą nie.
Żyć nie jest łatwo ,a wychować dziecko to dopiero.
Iskrzy.
Widać tak musi być. Iskrzyć. Tylko u Kaczki zawsze constans, no ale Dynia szlachetna. Może ja się nie nadaje na matkę w wydaniu numer dwa? Trochę za późno na tę wiedzę, jakieś siedemnaście lat z okładem i przynajmniej dziesięć kilo.
Ciekawe jak będzie z akcją teściowa. Na razie się we prawdzie ani tu, ani tu, nie zanosi ale kedyś?
Mój ulubiony młody Anglik, co to będzie migrował do Niu Ziland albo innej  Osztralii ( nie mogą po ludzku? Australia? ) właśnie mi powiedział, że jego girlfriend rąbnęła mu pieniądze na bilet i początkowy pobyt na obcej? ( wszak Królowa króluje ) ziemi. Jakieś 7 tyś funtów w przybliżeniu. Fajna girlfriend, a dokładnie była girlfriend, czemu się z resztą nie dziwię.
 Jak wyżej -życie nie je proste, a czasami nawet mocno krzywe.
Na dworze Willy Fog. Podtopy.
 Niby zima idzie, a obornikiem jak jechało, tak jedzie. Widać taka karma tych ziem.

niedziela, 18 listopada 2012

Za oknem na całej połaci mróz. Białe dachy samochodów. A ja leżę sobie w łóżeczku, obłożyłam się książkami, a w poniedziałek to się nawet nimi zasypię, bo Umyślny z DPD podrzuci trzydziestokilogramową paczkę nadaną przez Prześwietnego Pierwszego przed wylotem.
Dobra są na miejscu, a było krucho, bo w mieście Kraka grasuje niejaka mgła i niczego podniebnego ze swoich szponów nie wypuszcza. Pewnikiem musiała się na chwilę zagapić i Mojego wypuściła ( albo się pozbyła, jak kto woli ) z sześciogodzinnym opóźnieniem. Toteż zamiast rankiem, jechałam na to lotnisko w zapadającym zmierzchu, ze zepsutym GPS-em i ze strachem u du.. , co ja biedna zrobiem jak się na tych polach, łąkach i pastwiskach pogubię.
"Paś owce, baranki moje..", tłukło mi się po głowie, a dodatkowo- pytanie gdzie jest bak w tym cholernym aucie i jaką tu się leje, jak by co, benzynę, bo czynności tej nie wykonałam ni razu przez lat całych pięć, czyli od zamieszkania.
Z pomocą Zdrowaś Mario, św. Krzysztofie i Panie Boże, przecież nie jestem taka najgorsza, z wypiekami na twarzy i natychmiastową chęcią siku!, raz tylko pomyliwszy właściwy skręt, padałam w ramiona Prześwietnego Pierwszego Męża.
Na miejscu zażarłam dwie zdobyczne malagi i dwa tiki-taki, bez kasztanków, bo nie lubię i udałam się w drogę powrotną w komforcie pasażera.
Jeździć to ja ponoć umiem całkiem nieźle, parkować?- w najmniejszą możliwą dziurę ale zmysłu orientacji to ja nie mam za grosz.
 Cóż nikt nie jest doskonały ale i tak jestem ...bez bunkrów.

środa, 14 listopada 2012

Byłam Ci ja w sklepie, kupić wino marki wino, na przyjazd syna marnotrawnego czyli Prześwietnego Pierwszego Męża z ojczyzny łona.
 Wino, świece, pieczyste, kadzidełka, kąpiel w mleku i te sprawy zapodam, w końcu z jakim gościńcem mam nadzieję chłop jedzie ,a dokładnie leci. I wybieram ci te wina, wybieram, dostojny Pan Anglik circa about z siedemdziesiąt wiosen liczący, elegancko ubrany, taki dżentelmeński niczym bohaterowie sir Artura Conan Doyl'a, przygląda mi się z boczku, nawet dopowiada, że to dobre i to dobre. Ja się uśmiecham, zdawkowo zgadzam i nagle telefon mię w torbie dzwoni. Odbieram, bo Ślubny pyta jaki ten krem z ty Dermiki, bo już zgłupiał tyle ich, że nie wie co brać. No to wymieniamy wskazówki po polsku, a w Pana Anglika jakby piorun strzelił. Poles!- rzekł donośnie i cud, iż przez zęby nie splunął, jeno palce obu rąk sobie włożył do uszu i odszedł.
Tak mnie ta sytuacja rozbawiła, że zapomniałam z kolei ja, środkowy palec do góry na znak protestu podnieść, jak tu w zwyczaju mają i słowem konkretnym niczym na koniec tej piosenki, gest ten podeprzeć.
Czyżbym  znienacka, po raz pierwszy w tym wilgotnym klimacie została ofiarą gorącego rasizmu?

niedziela, 11 listopada 2012

Kurde, zapomniało mi się tu pisać, cy co?
Jak miałam naście lat to chciałam mieć osiemnaście, które wyzwoliło by mnie od wszystkiego. Przyszło, nie wyzwoliło. Jak miałam dzieścia lat to chciałam, żeby te dziecka już mi dorośli, żebym odsapnęła. Dorośli, nie odsapnęłam. A teraz to bym ściała, żeby czas się cofnął albo przynajmniej przestał tak zpingalać, bo z niczym nie zdanżam. I niestety jak na złość- nie cofnie się.
Prześwietny Pierwszy Mąż na ojczyzny łonie. U mamusi. Nie żebym go wyrzuciła. Planowo pojechał, pożegnany jak należy, ze łzami w oczach i chustką falującą na wietrze, bo wiadomo na lotniskach duje jak trzeba, żeby nie powiedzieć, że piździ jak w kieleckim.
No i miała się zacząć laba. Nicnierobienie. A tu guzik. Nie wiadomo, w co te sterane ręce włożyć. I ani się człowiek obejrzy i znowu pojedzie na lotnisk, po odbiór rzeczy zaprzysiężonej.
Z racji zmieniającej się aury z deszczowej na deszczowo chłodną, w porywach mroźną, jak dzisiaj, powstała coroczna dyskusja na temat dziedzictwa narodowego czyli grzyba w mieszkaniu. Oczywiście są tacy, co idą w zaparte, że takowego dobrodziejstwa nie otrzymali. Hmm, może uda mi się kiedyś takie nieuposażone mieszkanie zobaczy. Na razie po pięciu ( już pięciu?! ) latach zamieszkiwania - bez skutku.
Wczoraj zaś z okazji -chata wolna bedzie bal, przybyli ułani pod okienko czyli babska impreza. Jedna taka farmaceutka, co to ma lat piździesiat dwa i z urodzenia poddana Jej Królewskiej Mości ale z rodziców Polaków, powiedziała, że nigdy nie pomyślała o sobie jako o Brytyjce. I to w przed dzień naszego święta narodowego takie wyznanie! Marszałek Piłsudski byłby dumny,  łza w oku się kręci. A tak zupełnie poważnie dyskusja poszła w kierunku czy narodowość w ogóle ma teraz znaczenie? Rzeczona farmaceutka na ten przykład posiada obywatelstwa trzy jakoż i dzieci jej.

niedziela, 28 października 2012

Dziecko było. Strasznie lubiem jak przyjeżdża. Nie wiem, jak to kiedyś będzie z tą synową, co to jeszcze jej nie znam ,a jakby już nie lubię ale przecież musi być! Byle przyjeżdżali. Dom jakiś taki kompletny jest i wszystko inaczej hula. Nawet mówić nic nie musi, byle był.
Zima przyszli z nienacka. Ogród zdziadział, a termometr oszalał. Czas zatoczył koło. Za chwilę minie kolejny rok wygnania na którym miałam być tylko dwanaście miesięcy. I weź tu człowieku zrozum maluczkich dzieje.
Prześwietny Pierwszy Mąż nadrabia miną. Taki jest na w pół, cokolwiek to znaczy. Ani gorący ani zimny. Letni. Najgorsza z możliwych wersji.


środa, 24 października 2012

Nastąpiło spięcie na linii Prześwietny Pierwszy Mąż i MałaŻonka jego. I po wszystkim ta właśnie MałaŻonka myśli sobie - i po cholerę ja się tak meczę te tyśiącpińcetstodziewińcet lat?
A było wychodzić i nie wracać?
Tyle, że to inne casy byli, nie było wolnych związków zawodowych, czy nawet partnerskich, o tych samych pciach nie wspominając, i człowiek, co by się wyrwać spod kurateli rodzicieli dwóch, z jednej niewoli szedł ze spuszczonym łbem w welonie, w drugą.
Więc tera ja się grzecznie zapytowuje  -czy jest jaka amnestia dla więźnia, i czy to prawda, że małżeństwo to jest jednak wyrok ale na miłość boską przecież chyba nie zawsze dożywocie? A nawet wiem, że i recydywa się człowiekom zdarza!
Cholera jasna z tym wszystkim. A przecaś było dawniej w czym wybierać, to nie, tego się wzięło! Na trzeźwo nie rozbieriosz.
Do zaś.
Swoja drogą pytanie jest- ile razy przychodziła Wam w życiu myśl o rozwodzie?

poniedziałek, 22 października 2012

No i wygrałam w tego totka.
Zawsze mówiłam, że wygram. Kwestia czasu. Trza być tylko cierpliwym i już. Rolnik śpi ,a mu rośnie, czy jakoś tak.
 Przespałam sobotę, przespałam niedzielę, dzisiaj mi się przypomniało, żeby sprawdzić. I sprawdziłam. I jest! I co tera? I co tera?
- odsysanie tłuszczu
- tatuaż na piersi, albo nie, trzy tatuaże- na pierwsi, na plecach, na nogach. Hmm.. to właściwie cztery, bo nogi niby idą na bok ale ciągle mam dwie
- botoks, eee..bedzie boleć, to nie scem.
- Mam! -trwała ondulacja, tak trwała, nie ma to jak  mieć loki!
- Prześwietny Drugi Mąż, no ale po co dwa grzyby w barszcz i do tego trujące
- to może kurs gry na cyi , zawsze mnie ten instrument pasjonował
- Wiem! Beczkę ogórków sobie kupię i sama ją zjem, znaczy się nie samą tylko ze chlebem i ze szmalcem i w dupie mam odchudzanie, czyli jak by nie patrzeć, dokładnie tam gdzie mam
-albo może by tak...
matko ze córka nie da się w tym domu na spokojnie pomyśleć, bo Szarańcza jutro siedemnastoletnia ruszyła właśnie do ataku i molestuje o inwestycję w siebie, znaczy się w niego, to chyba najsampierw przyjdzie mi rózgę kupić, żeby się od muchy brzęczącej opędzić i w końcu mieć czas na spokojne planowanie.
Z drugiej strony za 85 funtów będzie ze tym wszystkim trudno.
 Prześwietny Pierwszy z nad ksiązki twierdzi, że bogatemu (, że niby mnie? ) to się i byk ocieli i, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Z tym drugim się zgadzam tylko po co mi ten byk i jeszcze to cielę?

niedziela, 21 października 2012

Jezderkusie, jako ta jesjyń pjynkno w ty krainie deszczowców!
A już u nos na wsi to doprowdy dych zpjyro.
I co roku mam to samo, cieszę się z tego, że skoro już muszę tu mieszkać, to palce boży w tym, że mieszkam na południu kraju, w stanie rolniczym. U nas pola, łąki i lasy. Konie na pastwisku, owce na pastwisku, gęsi za wodą czyli przy drodze. Zwierzyna leśna wszelka ścieląca się trupem gęstym pod kołami ale może to taka konieczność czyli selekcja naturalna. Pomoc myśliwym.
Somisiadka przygarnęła, dostała, kupiła ( podkreślić właściwie ) czwartego kota. Wiewiórki szare co to zeżarły rude zbierają zapasy. Ja też zebrałam. Na sobie. Patrze na te wałki po bokach i z każdą godziną nienawidzę się bardziej. Prześwietny Pierwszy Mąż zawsze na pytanie czy jestem gruba, nieodmiennie odpowiadał, że wcale nie. Dzisiaj rzekł - nie, nie jesteś gruba , jesteś tak kuleczka.
To z braku nikotyny tak się jemu zrobiło.

wtorek, 16 października 2012

1. Obyś cudze dzieci uczył! Hmm...obyś własne dziecko uczył! 
2. Prześwietny Pierwszy rzuca palenie i przy tym PUNKT PIERWSZY jest bułką z masłem.
RATUNKU!!!

sobota, 13 października 2012

No i popłynęłam. Złapało mnie.
Z racji, że nie mam polskiej telewizji to nie za bardzo wiem, co w trawie piszczy. O serialach rzecz jasna mówię, bo co Premier miał na myśli i czego nie miał, czytam na bieżąco w Internecie. I w tym też Internecie trafiłam na stronę TVP.pl i znalazłam "Czas honoru ". Jezderkusie ale to fajny serial! Przykleiłam się do pudełka i przez tydzień w każdej wolnej chwili śledzę losy "cichociemnych".
Dom leży odłogiem, dzieci ( a dokładnie jedno ) płaczą z głodu, Prześwietny Pierwszy Mąż lata w niewyprasowanej koszuli ale już kończę część II, czy jak to teraz w modzie - sezon drugi. Nie wiem co dali, bo toż to jeszcze nie wieczór! Sezonów pińć!
Oglądam ,a potem siedzę i myślę, bo mom czas, jak nie mom czasu, to ino siedzę. Taaa, Bóg- Honor- Ojczyzna jakie to teraz wszystko względne. Kościół w stanie degrengolady, Honor puste słowo, Ojczyzna gdzie chleb. A było tak pięknie.
Z wiadomości wyspowych - idzie na deszcz, pytanie kiedy tu nie idzie? Zaczął się regularny sezon grzewczy i latanie z praniem z domu do ogrodu, z ogrodu do domu, z domu do ogrodu, z ogrodu do i tak dalej i tak dalej.
Zgubiłam złoty zegarek i mam cichą nadzieję, że znalazca, chociaż wie, co znalazł.

sobota, 6 października 2012

No jasna Hermenegilda, zaś mi ten tydzień uciekł. Ani się człowiek obejrzy gadzina za gadziną i nagle nowy dzień i na ten przykład październik. Październik miesiącem oszczędzania ale kto to jeszcze pamięta? Książeczki SKO i takie tam. Teraz to panie jest tak, że nie tylko nie pamiętają o oszczędzaniu ale nawet zapominają o ubieraniu, na ten przykład  spódniczek. Jakaś dziwna moda nastała i wszystkie dookoła w sweterku i samych rajtkach. Wygląda to tak, jakby chłop w samiuśkich kalesonach po dworze latał. A może to właśnie ta oszczędność? Oszczędność materiału? Normalnie się gubię ale chyba wolę jednak tradycję.
W mieście ościennym otworzyli trzeci sklep polski. Trzeci! I ze źródeł pewnych wiadomo, że mieszka w nim ( tym mieście ,a nie w tym sklepie ) 9tyś Polaków. Za chwilę, będzie nas fifti/fifti z Anglikami patrząc na oficjalne dane o zamieszkaniu na tym terenie ludności rdzennej. A i na mojej wsi coraz częściej słyszę mowę ojczystą. Wprawdzie daleko jej do tej, o której mówi profesor Miodek ale jest jak najbardziej rozpoznawana.
No to anegdotka z Miodka.

-jak jeszcze egzaminowałem, nie lubiłem stawiać dwój. Wolałem takiego studenta odesłać na inny termin, aby się douczył. Ale pamiętam taką historię. Jedna ze studentek nie była zbyt dobrze przygotowana. Postanowiłem, że zadam jej ostatnie, decydujące pytanie. Zapytałem. Ona milczy. Milczy 10 sekund, minutę. Po dwóch mówię jej, że bardzo mi przykro, ale stawiam jej dwóję. Ona na to, że uczyła się z podręcznika, ale akurat odpowiedź na to pytanie była na kartkach, które zostały wyrwane. Cóż. Postawiłem jej trzy z minusem.

sobota, 29 września 2012

Zrobiła mi się fałda na plecach.
Widziałam ją dzisiaj osobiście jak przymierzałam pierdylion cyckonoszy na zakupach bywszy.
W mieście światowym, we Maksie i Szpenserze mają takie szprytne lustra dookoła i widać się nie tylko en face ale i od tyłu i ze z boku.
Widok mię nie ujął, a nawet ( nie bójmy się tego słowa ) -lekko zatrwożył.
 Zastanawiałam się, od czego taka fałda wyłażąca ze stanika może być;
a) z tego czego przecież nie jem?
b) z tego, że ja prawie w ogóle nie jem?
c) z tego pierwszego i z tego drugiego naraz, razem wziętych?
Prześwietny Pierwszy Mąż przyglądając się w domu ponownym przymiarkom, stwierdził, że ze złego rozmiaru.
- Jak ze złego, jak ja całe lata taki noszę?
- Nosiłaś, jakieś 10 kilo temu.
I weź tu człowieku nie pij.

czwartek, 27 września 2012

Rury drożne! A było tak.
Poskładałam te puzzle, puściłam wodę, a tu zatkane do nadal.
 Wyszło mi na to, że pewnikiem coś jest dali. A dali to ja już tak całkiem nie sięgałam, mimo włożenia się całej do szafki. Sięgałam ino troszkę.
 I co teraz? No, to teraz wzienam się za te troszkę, czyli za pomocą siły  (bez godności patrz odcinek poprzedni ) wyrwałam tę koleją część.
 Poooszło! Tyle, ze wyglądało, że i w tej ostatniej dostępnej rurze nie ma nic, nawet zdechłego szczura, który najbardziej był oczekiwany.
 Zaś cuzamen do kupy wzienam się za składanie i już po godzinie z okładem wszystko pasowało, tylko została jakaś jedna uszczelka, co była nagle w nadmiarze. Kana Galilejska czyli cudowne rozmnożenie.
Zaryzykowałam!
Nie ciekło ale i...nie spływało. Poczułam, że los ze mnie zakpił.
 Zrezygnowana poszłam do lodówki, która jest najlepszym przyjacielem kobiety, skoro w pobliżu nie ma brylantów, ani widoków na nie. A później na skołatane nerwy puściłam pranie, bo nie dość, że pranie codziennie musi być, to jeszcze zawsze mnie uspakaja i odpływ idzie do zupełnie innej rury.
 Na koniec wzięłam sobie kieliszeczek chilijskiej waleriany i tak uzbrojona, obrażona na cały ten niesprawiedliwy świat- poszłam czytać.
Czytałam, czytałam i topiłam smutki w walerianie.
Po dwóch godzinach zeszłam na dół i oczom własnym nie wierzyłam.
 Przecież nie mogłam aż tyle wypić!
 Wpłynęłam i to wcale nie na suchy przestwór oceanu. Wszystko poruszało się na tafli wody ale daleko mojej kuchni było do błękitu fal, sród kwiatów powodzi ,zdecydowanie zaś bliżej do katastrofy tankowca.
Nie słyszałam ciągnących żurawi, których by nie dościgły źrenice sokoła tylko
do nocy czyściłam ten śmierdzący syf.
Do nocy.

niedziela, 23 września 2012

Nie wiem jak to napisać ale są w życiu kobiety takie chwile, kiedy staje się mężczyzną.
Nie, nie urosły mi wąsy ani nie pojawiła się łysina, za to pojawił się zatkany odpływ w zlewozmywaku i męża brak ( niestety tylko chwilowy ) A, że chcieć to móc, rączo i ochoczo zabrałam się do pracy skoro nic nie chciało zeżreć tego, co w środku zatykało.
 Rozkręciłam wszystkie elementy spodnie modląc się, co by nie wyskoczył jakiś zwierz z czeluści i dawaj do czyszczenia.
Matko ze córką. No cóż. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem , czy jakoś tak. Biuro rzeczy znalezionych. Wyczyściłam wszystko, małe co nieco odzyskałam. I po sprawie.
Wszystkie czyściutkie elementy poukładałam sobie na podłodze i... no właśnie.
Czy jest na sali jakiś Hydraulik albo cudzy monsz, co ma chwilkie czasu???

sobota, 22 września 2012

Doświadczyłam pierwszy raz w życiu dyskryminacji ze względu na wiek i trzeba przyznać przed samą sobą, że nie jest to fajne uczucie.
Kurza dupa, to już nie wystarczy, że mi się twarz zmarszczyła, włos posiwiał i teleangiektazja na udach pokazała?
Życie jest jednak do dupy, a miało zaczynać się po czterdziestce. Hmm. Uprzejmie proszę o podanie adresu do Pana Boga, bo chcę dokonać pewnych rozliczeń i wnieść oficjalną skargę.

środa, 19 września 2012

 Wrzesień jest najpiękniejszym miesiącem na Wyspach. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, chociaż dzisiejsza poranna temperatura 3 stopnie powyżej zera, nie powala. A właściwie powala - zimnem. I tym sposobem ogłaszam, że sezon grzewczy rozpoczęty.
Kto by chciał bardziej się ogrzać, musi zajrzeć do zagranicznej prasy, obejrzeć najpierw nagie zdjęcia księżnej Kasi, a później poczytać gorące dyskusje na temat, co Kopciuszkowi wypada, a co zupełnie nie.
Wydawałoby się, że w jej przypadku ciągle aktualne jest noblesse oblige ale czasy się zmieniają i trudno ocenić czy można te cycki czy nie, bo z jednej strony dziewczyna z tego, co widać ma wielką chęć i karnie wpisuje się w nurt błękitnych sukienek, błękitnych butów, błękitnych torebek, błękitnych kapelusików, a z drugiej stanowi zupełnie nowe, chyba ostatnie pokolenie tego archaicznego tworu jakim jest pompatyczny dwór.
 Jedno jest pewne, jeśli dołożymy do całej sprawy szalejącego na imprezach Harrego - enfant terrible ( poszliśmy dzisiaj w języki ) rodziny królewskiej to wychodzi, że u królowej jak w każdej normalnej - problemów nie brakuje. I dzięki temu czujemy, że wszyscy jesteśmy równi mimo, że niektórzy czasami równiejsi.

 

sobota, 15 września 2012

W tak zwany łykend to ja nie robię nic. Odpoczywam.
Rano tylko pojechałam z Prześwietnym Pierwszym Mężem odstawić go na miejsce.
 Potem wróciłam, powiesiłam pranie, nastawiłam rosół i pędem pognałam do miasta światowego, na dworzec po dziecko Starsze ( w naszy wsi tory są w zamyśle albo i nie ).
Odstawiłam dziecko w dom. I wyskoczyłam do sklepu.
 Potem jedynie szybciutko pojechałam z dzieckiem Młodszym na mszę za rodzinę zaprzyjaźnioną i już po godzinie byłam w domu aby zestawić rosół i udać się do Josephine z gościńcem.
Od Josephine dalej z Młodym jako delegatem, zostawić go na imprezie jubileuszowej w intencji świętej rodziny zaprzyjaźnionej i już mogłam spokojne pojechać po męża tam, gdzie go rano opuściłam.
Po drodze wraz z Prześwietnym Pierwszym kupiłam hektolitry napitków i co tam jeszcze było trza( np. taśmę ) i wróciliśmy do domu.
Rozładowaliśmy ciężarówkę, w biegu wypiłam kawę i czas pokazywał, że trzeba Ślubnego odstawić w inne niecierpiące zwłoki miejsce. No to go odstawiłam. Przyjechałam. A po chwili okazało się, że nie ma jednego składnika potrzebnego do obiadu, to sru w auto i do sklepu.
Wróciłam. Starszemu dałam obiad i jazda po Młodego.
Odstawiłam przychówek w domowe pielesze.
Zadzwoniłam do ojca.
- no co ty robisz przez cały dzień, że nie dzwonisz?
- nic
 Minutę po telefonie somisiadka z problemem.
Na problem miałam około dwadziestu minut, bo zadzwonił Prześwietny Pierwszy, że gotowy jest do odjazdu.
Odjazd ,a najpierw przyjazd uczyniłam i po powrocie, czyli przed chwilą ( 18;30! ) pierdutnęłam wypoczęta, w pełnym rynsztunku na krzesło, a tymczasem z kuchni dobiegł mnie wielce zdziwiony głos
- ciasta nie upiekłaś?
No, chyba " w między" .

środa, 12 września 2012

Chyba sce mi się być na emeryturze. I z wiekiem jestem coraz żarliwszym przeciwnikiem emancypacji. Co to komu przeszkadzało, że się na szezlągu nóżki wyciągało, herbatę o jednakowej porze piło, do wód czyli do Sopot jeździło, na molo się z parasoleczką spacerowało, panów bogatych wyglądało. Ech.
A tymczasem z niczem nie mogę zdążyć. Ledwo oczęta otworzę, urodę namaluję, już się muszę demakijażyć i na nowo kłaść w piernaty. Nawet placków ziemniaczanych nie ma kiedy usmażyć, ani kawioru z jesiotra zjeść. Życie mię goni i goni. Jak ten myśliwy króliczka.
Do tego moja młodsza koleżanka zostanie babcią. Świat znaczy się do góry nogami staje albo może koło zatacza?
Ponieważ ostatnimi czasy borykam sie gupotom ludzkom, to w ramach odreagowania i w przypływie buntu istnienia postanowiłam robić nic czyli udać się na popołudniową drzemkę w odmęty zapomnienia.
Najpierw zadzwonił do drzwi pan z chęcią oferowania. Bynajmniej nie siebie. Może i lepiej. Odprawiony z kwitkiem.
Później zdzwonił telefon w sprawie oferowania. Rzucony z kwitkiem.
Jeszcze później pojawił się Prześwietny Pierwszy Mąż z nadzieją oferowania obiadu ale jemu. Pozbawiony nadziei.
A ja spania.
Przywdziałam więc strój pokutnika i udałam się w sklep po rzecz niezbędną. I teraz może mię ktoś pomoże, oświeci? Ki diabeł?
 Otóż jest u nas jeden taki sklep - duży, piękny i drogi z wyposażeniem wnętrz, w którym po raz kolejny doznałam uczucia, że zaraz zemdleję, dostanę zawału serca albo jakiejś innej palpitacji. Bynajmniej nie z powodu cen, bo takie tam zawsze i na zawsze i człowiek zwyczajny.
 Dokładnie tego uczucia zesłabienia doznaje w pewnej części tego budynku ilekroć w nim jestem. Jest tak niesamowicie silne, że dwukrotnie w przeszłości byłam zmuszona usiąść na chwilę. Dzisiaj obyło się bez siadania, bo natychmiast po pierwszych objawach postanowiłam wyjść. I już jestem na sto procent  pewna, że jest to tylko i wyłącznie sprawa TEGO miejsca. Nigdy przedtem i nigdy potem.
Co to do diaska może być??? Diabeł mi szepcze do lewego ucha?

czwartek, 6 września 2012

W związku z rozpoczęciem roku szkolnego Młody zapowiedział, że ma tyle roboty w klasie maturalnej, iż nie zamierza myć samochodu, odkurzać schodów, wyciągać ze zmywarki, ani nawet myć wanny. Cud, ze chociaż sam zamierza się kąpać.
 Przyjdzie starym rodzicom brudem zarosnąć albo emigrantów do czarnej roboty nająć. Najbliższe emigranty w rzeczy samej zamieszkują pod tym samym numerem co Młody, czyli pewnikiem na nich to wszystko spadnie. A nawet z hukiem zleci. Trza będzie węża gumowego rozwijać i rękawy zakasywać albo zakazać dalszej edukacji. To ostatnie kusi!
Dodatkowo po pierwszym dniu szkoły tonem nie znoszącym sprzeciwu, zażądał miliona na "rzeczy niezbędne" i tyle go widzieli. Miliona też. 
Pogoda oszalała i od tygodnia świeci słońce. OD TYGODNIA. Naród brytyjski zatem wyległ tłumnie w obnażonym ciele pokazując swoje wdzięki częstokroć w mocnym w nadmiarze ale się go tłumaczy, bo to wszystko z gorąca mu się stało. Snaczy się udar słoneczny. Na górze królują ramiączka, na dole kozaki, bo właśnie nowe skóropodobne pojawili się w sklepach.
A tymczasem dookoła pająki wieszają się gromadnie. Do łóżek lezą, do zupy wpadają, co oznacza, że jesień już czyha , a nawet pewnikiem stoi  u drzwi.

niedziela, 2 września 2012

Szampan mnie dzisiaj boli. Nie pomogły nawet truskawki ale tak to jest w patologicznej rodzinie. Matka chleje, dzieci chleją, a ojcu przychodzi na to wszystko zarobić.
Zażyłam kąpieli, kawę mocną mnie dali, ze sernikiem włącznie. A mówiłam, żeby mię tego sernika nie dawać, bo mam mocną wolę poprawy. Nieusłuchane to wszystko w cały świat.
Leżę sobie w łóżku, pogoda barowa ( Jezu, tylko nie barowa ) i se myślę, bo mom czas, jak nie mom czasu to tylko leżę ale dzisiaj mom i tak mi wyszło, że jak by tak zrobić sobie mały botoks? Na tę część, co mi opada i wcale nie dupę mam na myśli.
Ochoczo i rączo podbiegłam do lustra. Ujęłam w dwie ręce ( jedna mi drętwieje ) twarz i naciągnęłam w stronę uszu. Hmm, mogło by  być. Skoro Ewa Minge bez naciągania, jak deklaruje wszędzie gdzie się da, wygląda jak wygląda, to u mnie z naciąganiem nie powinno być gorzej. Ale z drugiej strony? Warto to? Ile mi jeszcze tego życia zostało? Jakieś piździesiąt z ogonkiem lat, bo mnie tam na życiu nie zależy, ja mogę żyć i do setki skoro właśnie kolejny rok mija.

sobota, 1 września 2012

Jeśli ktoś myśli, że blogger automatycznie zapisuje wszystkie posty, to jest we błędzie. Mój zeżarł kolejnego. Musi być na głodzie.
I tym sposobem nie chce mi się pisać po raz kolejny.
Powiem tylko, że angielskie koty oszaleli. Włażą cyklicznie pod moje auto. Pędzące. Samobójcy albo testujący klocki hamulcowe. Stawiam na to drugie, bo ostatnio wymieniałam.
Szampana pijem. Zagryzam truskawkami. Przereklamowane.
Josephine zawiozłam sernik, ciasto czekoladowe i rosół.
Wygląda jak ofiara przemocy domowej. Spadła z łóżka, uderzyła o ścianę. Oko fioletowe, czoło żółte, broda zielona.
- pyszny sernik, musisz wyjść za mąż, bardzo dobrze gotujesz
- ale ja jestem mężatką i mam dwoje dzieci, pamietasz?
- naturalnie, przecież twój syn przywiózł mi telewizor i ustawił programy
- no właśnie, pozdrawia Cię
- dziękuję, a on już chodzi do szkoły?
- Josephine, on już skończył studia i pracuje
- a tak, tak w Londynie mieszka, pamiętam

-----------------------------------------------------------------------------------------
- już idzisz?
- no, już muszę ale masz wszystko gotowe, przebrałam Ci pościel i obiad na jutro masz w lodówce
- dziękuję kochana, dziękuję. Tak sprawnie to wszystko robisz. Powinnaś wyjść za mąż i mieć dzieci. Powinnaś.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce. Za oknemszaroburoponuro i do domu daleko. Leżę dzisiaj martwym bykiem, latam po Internecie, czytam wszystko, co popadnie albo jeszcze więcej, pazurki se zrobiłam i dolne i górne. Dolne trochę krzywo i za bardzo na lewo ale oj tam, oj tam.
O rana odczuwam kompletną błogość nicnierobienia ( za wyjątkiem mielonych zmielonych ). Snaczy sie Bank Holiday.
 Lucy pojechała w pierony, sierściuchy zaś na mojej głowie. Lubię je.
Moja zacna polska koleżanka zadzwoniła dzisiaj do mnie i zaprosiła nas na wesele. Swoje. Już czwarte. Pytam się - dziecko, a ty pewna tym razem jesteś, że to ten? Szczęśliwa jesteś? Kochasz go? No i jak tam u was z seksem? A ona mię na to cytatą;
 - orgazm.. po... pięćdziesiątce... Orgaz i orgaz, takie pieprzenie, a chłop moja droga to nie jest od orgazmów tylko, żeby pińiądze do domu przynosił.
I tym optymistycznym akcentem...

piątek, 24 sierpnia 2012


Piwo przebaczyłam, kazałam schody odkurzać. No, bo przebaczam ale nie zapominam:)


Czy lato się kończy? Chyba nie bardzo, skoro się nie zaczęło  -to raz, a dwa- alergia trzyma się mię nadal dzielnie. Codzienne poranne smarkanie z racji otwartego okna służy za budzik.
Bielinek kapustnik zażarł wszystkie liście z chrzanu. Normalnie obgryzł jak żeberka, została tylko nasada. Skąd on ten bielinek jeden wie, że chrzan z rodziny kapustowatych? Na tej Wyspie to nawet bielinki ucone. Pewnikiem musi ci być po Oxfordzie albo jest polskiego pochodzenia. No bo niby skąd?
Co do Oksfordu, Fordu i innych Kejmbridzów. Tak jak Kaczka dobrze obmyśliła - szykujem tu niezłą bandę ziomalów. Najazd wkrótce. W najbliższych latach. Były dzisiaj u mię trzy fajne dziewczyny -  i przyniosły oprócz kwiatów, czekoladek, trzy świetne wiadomości. Dwie niby Brytyjki  ( bo z urodzenia) ale z polskich rodziców i z polskiej tradycji, które nauczyły się u mię w sześć miesięcy pisać i czytać po polsku, ( mówić Kali kochać już trochę umiały ), zdały GCSE na B. I postrzegam to jako wielkie osiągniecie krwią, potem i czasem łzami okupione. Za to Ania, która tutaj dopiero od czterech lat i z rodziców, co to na przymusowym ekonomicznym wygnaniu, przystąpiła nie do GCSE ale do egzaminu A- level, który wymaga nie tylko wiedzy o literaturze ale i umiejętności pisania jak na polskiej starej maturze ...dostała A!!!
 Tak trzymać dzieciaki!



czwartek, 23 sierpnia 2012





 Zdawał dwanaście egzaminów.  

The General Certificate of Secondary Education (GCSE) od dzisiaj już za nami. Przyszły oficjalne wyniki.
O 8:30 każdy wstawił się w szkole z rodzicem i otworzył swoją kopertę. Pierwsze miejsce w szkole ( 164 osoby zdające ).

Przebaczyć mu to piwo?

wtorek, 21 sierpnia 2012


 Wista wio, łatwo powiedzieć!

Chce mi się do Portugalii albo do Włoszanów albo w cholerę stąd.
Panie Boże, czy mógłbys na chwilę popatrzeć łaskawym okiem na taką jedną małą Zośkę i powiedzieć ,a masz kobito czego scesz i daj mi już święty ( nomen omen ) spokój. Amen.


niedziela, 19 sierpnia 2012

 Nastąpiła wymiana zdań w sprawie wychowania potomnych. A dokładnie potomnego.
 Co więcej wymiana wyraźnie wskazuje na różnice zachodzące w zasadniczych kwestiach chowu nastolatka pci męskiej.
Kwestie sporne dotyczą jakże przyjemnego ( opinia własna ) spożywania alkoholu przez nieletnich w miejscach publicznych i o zgrozo na łonie rodziny ( dziadek, czerwona kartka nie oddaje, będziesz się smażył w piekle na ruszcie podlewanym piwem ). I od razu zaznaczam, że nie o nadużywanie ( chyba, że czegoś nie wiem i banda skrzętnie ukrywa ) a spożywanie, podlega deliberacji. Ja twierdzę ,że czym skorupka za młodu i, że od kamyczka do rzemyczka.... ONI twierdzą, że po co w ogóle mi mówili i, że przesadzam.
I teraz po relacjach z jakże udanych wakacji zastawiam się czy już zgłaszać dysfunkcje w rodzinie, czy na razie zastosować głęboko idącą obserwację. Szukam sprzymierzeńców, bo trzem, co idą w zaparte o nieszkodliwości ( dziadek pozbawiony przeze mnie prawa głosu ) i zbieraniu doświadczeń nie dam rady, chyba, że zacznę lać w mordę od razu od delikwenta po klub wzajemnej adoracji.

piątek, 17 sierpnia 2012

 Zapasy na zimę zrobione niczym w Polsce. Piętnaście kilogramów ogórków zostało załadowane w słoiki i czeka na pożarcie w terminie późniejszym. Aż serce się raduje na ten widok. Nic tylko czekać na śniegi i na jabłka sąsiada. Spadzione nie kradzione. A spadają do mojego ogrodu.
Jak jeszcze uda mi się tu znaleźć jakowyś wspólnotowy las z grzybami, to w ogóle zapanuje jesienna pełnia szczęścia.
Jutro wraca dziecko młodsze. Ściągnięte siłą, a dokładnie obligatoryjną rezerwacją na samolot. Odgraża się, że i tak do Polski wróci, bo tak fajnych ludzi i takich ładnych dziewczyn...ech, a dopiero co z pieluchą chodził ,a teraz strach, żeby pieluch przypadkiem po powrocie nie zaczął kupować.
Dziadek przez cały pobyt kręcił swoje lody, robił krecią robotę i dołki kopał. Nawet w gry hazardowe pozwalał wygrywać. Kusił i nęcił. Sponsorował. Nie tak się umawialiśmy. Nie tak.
A my tymczasem dokonaliśmy włamu do pokoju i zaprowadziliśmy ład i porządek. Dogłębny. Bezlitosny. Będzie ciężko. Wyrok jak nic. Mam nadzieję, ze nie dożywocie. Ale co tam, jada do nas kolejne książki i dobrotki wszelakie. Damy radę.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Dobra, dobra walę sie w pierwsi, aż dudni ale kolejny wariacki tydzień. Za to som fajne wieści!
Dochtory angielskie chyba uratowali jedno polskie życie i dziewczyna po operacji ma się dobrze. A na pewno stabilnie.
Nerwowo było, bo wóz albo przewóz ale wóz, wóz, wóz!!! Dzisiaj była kontaktowa i oby tak dalej. Mamy nadzieję, że jeszcze nie jej numerek do wywołania!
Dziecko duże było. Miało dokonać za namową uzupełnienia garderoby. Wywiezione w zakupy, złapało w sklepie trzy koszule z brzegu i mówi -te.
- czy aby na pewno scesz synu z krótkim rekawem do garnituru?
- a to one są z krótkim?
- jak byś poświęcił pięć minut swoim zakupom, to byś sam się zorientował.
- nie jestem w stanie mamuś, wytrzymałem 25 minut twojego zastanawiania się , którą parę butów wybrać. Tę, czy tę? -chociaż były według mnie dokładnie takie same.
- nie takie sam, nie takie same, bo jedne miały o centymetr wyższy obcas
- no właśnie, były takie same.



wtorek, 7 sierpnia 2012

Chyba sobie zrobię tatuaż, bo jak chodzę po  angielskiej ulicy to z miejsca stanowię element obcy i podejrzany. Taka rasa czystoskórna na tle wytatuowanego społeczeństwa. Dziar, dziarami, dziary pogania. Normalnie jak epidemia. Znaczenie pogłowia bydła jest tu bardziej popularne, niż odchodzący w mroki tradycji afternoon tea.
 Rozumiem, że tatuaż ma głębokie korzenie wojownicze, plemienne ale też pamiętam, że przez wieki w Europie i Ameryce uważany był za tabu dozwolone jedynie w subkulturze więziennej oraz światku przestępczym.
Pewniej jest to także rodzaj sztuki, jak ten powyżej ale to co nosi angielska ulica trudno w tych kategoriach odczytywać.
 Tu piesek, tu smoczek, tu biedronka, a  tu pierdulnięty diabeł z kopytami. Za uszami liczby, imiona, znaki, a na stopach zegarki, co komu do łba przyjdzie.
Zastanawiam się czy to się ogranicza do pewnej warstwy społecznej w tym klasowym społeczeństwie czy może szaleństwo ogarnęło wszystkich mieszkańców tyle, ze nie widać tego pod krynoliną i białym kołnierzykiem.
A tymczasem dla szukających sposobu na zniechęcenie ewentualnych kandydatów.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Z łykendamy jest coś nie tak.
Niby może człowiek spać do usranej i natychmiast na hasło niedziela - nie śpi. No jasna choinka.
Za oknem Staff czyli powinno mnie przykuć do łóżka, a nie przykuwa. Zainwestuje na przyszłość w kajdanki.
Po ciężkim tygodniu Prześwietny Pierwszy Mąż stwierdził, że trza się zalkoholizować i nie tym pędzonym na myszach, ani jałowcówką, ani nawet chilijskim czerwonym tylko polską wódką.
Padło na Żubrówkę.
 Przy okazji zakupu końcem oka mignęła mi jakowaś biel w ladzie chłodniczej.
- pani, a co to?
- a, to - słonina
- najprawdziwsza słonina taka ze polskiej świnki?
- no
- to poproszę pół metra.
Zakupiłam polski chleb. Słoninkę stopiłam, ogórka małosolnego na stół walnęłam i tak poimprezowalismy, że ja padłam i walnęłam łbem o stół przy drugiej kromce, alkoholu wcześniej nawet nie powąchawszy.
Czym ONI te świnki karmią??? Ale za to głowa mnie dzisiaj nie boli.

sobota, 4 sierpnia 2012

Czas przyspieszył ale ponieważ w ogóle jest kwestią umowną i czasami tam w niebie w sprawie jego odmierzania zdecydowanie cyganią to nic się na to nie poradzi, że biegnie jak chce.
Tydzień zleciał jak z bicza trzasnął. Zatrudnię się chyba jako siostra PCK , bo nie wyrabiam z tymi odwiedzinami chorych.
Moja słodka Józia wita mnie z uśmiechem i rozwianym siwym włosem, który ostatnimi czasy bardzo jej urósł ,a nikt z rodziny oczywiscie nie wpadnie na pomysł, że można by coś tym zrobić.
- jadłaś coś? Przyniosłam ci krupnik i gołąbki
- o gołąbki? Lubię, bardzo lubię ale z takim sosem, co Zośka zawsze robiła jak tu przychodziła.
-??? To jest ten sam, co zawsze
- a to ty od Zośki go dostałaś?
-??? Nie, ja jestem Zośka
- a czyja ty jesteś Zośka?
- no twoja
- ale ja nie mam Zośki
I tak sobie czas miedzy naszymi pogawędkami płynie.



wtorek, 31 lipca 2012

Kurdesz, pogoda nie sprzyja, a dokładnie ciśnienie. Dzisiaj miałam kłopoty ze skupieniem uwagi i kojarzeniem. Strona prawa myliła mi się z lewą , góra z dołem, dół z gorą i nawet kiepsko mi szło przypomnienie sobie jak się nazywam. Zaś o tym ile ma lat zapomnieć nie mogłam, bo młodzież koo mię uparcie mówiła mię Pani i nijak nie reagowała na przyzwolenie bruderszafta. Czas umierać.
Tymczasem, natenczas latorośl młodsza wybiera się do Polski.
 Ja rozumiem, że ja osobiście nie mogę się spakować z tym trylionem butów i torebek ale żeby zabierać ze sobą cały sklep elektroniczny???
 Chopie na co ci to?!
Dawniej to kawę się woziło,czekoladę, gumę do żucia i proszek Persil, radość dla całej rodziny, a teraz nawet pogadać z takim jak przyleci nie pogadasz, bo cały czas słuchawki w uszach i kciuki zajęte, nawet w sraczu.
No cud boski, że jeszcze jakoś zasypiają bez tego.

piątek, 27 lipca 2012

No to najnudniejszą ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich mamy za sobą. Żeby nie zasnąć szczypałam Prześwietnego Pierwszego Męża po policzku i wieczór zagryzałam parówkami maczanymi w czerwonym winie.
Moi chłopcy na trzeźwo stwierdzili, że gdyby nie David Beckham i jego długa podróż po Tamizie, to impreza mogła by się skończyć dużo wcześniej i, że to jednak wszystko przez niego. Nawet Ela dłubała mało po królewsku w paznokciach ,aby zabić wszechogarniające ją poczucie bezradności memłania flaków w oleju.
Paul McCartney fałszował ale w pewnym wieku przebacza się wszystko dlatego też publiczność bez gwizdów jeszcze przed zakończeniem całości w pośpiechu opuszczała stadion.
Zaś Gary Lineker z rozbrajającą szczerością przyznał w studiu BBC, że niekoniecznie zrozumiał historyczne odniesienia części artystycznej.
Dobranoc Państwu- ziewwww.




wtorek, 24 lipca 2012

Pierwszorodny na wyżerce w łykend w domu.
Dziecko, ty już taki dorosły jesteś, a my nic o tobie nie wiemy. Ty zawsze taki zamknięty w sobie, nigdy nic nie powiesz, nie poopowiadasz.
- bo nie pytasz.
- no to jak tam żyjesz? Dajesz rade?
- daje
- no ale jak?
- normalnie
- jak normalnie?
- no, normalnie
- a chodzisz gdzieś wieczorem?
- no chodzę
- ale gdzie?
- no wszędzie
- ale gdzie wszędzie?
- oj mamuś, no tam gdzie się chodzi.
- a dziewczynę jakąś masz, spotykasz się z kimś?
- mamuś, ale to już jest prywatna sprawa
- no dobrze
- a w pracy? W pracy jak tam? Co tam robisz?
- a tego nie mogę ci powiedzieć, bo to jest tajemnica służbowa.

niedziela, 22 lipca 2012

Pogoda taka, że w końcu udało mi się wybrać na carbłot ale muszę oddać sprawiedliwości ,że błota nie było, za to trawa przy tym nawodnieniu po kolana.
Brodziłam zatem w botanice i zastanawiałam się czy fauna w postaci tych kleszczowatych tam też jest, bo co chwilę coś mię kuło w łydko-stopy.
Pyliło co mogło, zapylało moje nozdrza jak trzeba i gdyby od tego zachodziło się w ciążę, to na bank urodziłabym oddział albo i batalion. Nawet jeśli przebiegle dokonywałam co chwila aborcji, w postaci wydalania za pomocą napadów kichania.
W związku ze tym zrazu nie wiedziałam, czy oglądać te wszystkie dobra wyrwane z domostw brytyjskich i wystawione na widok publiczny, czy może wiać stamtąd w cholerę.
Rozsadek podpowiadał, co innego niż babska natura i głupotom byłoby tłumaczyć, co ostatecznie zwyciężyło.
Kupiłam sobie zarąbiste lustro. Takie na całą ścianę, w pięknej starej ramie. I skoro sprzedaż z bagażnika, to i kupno do bagażnika. Podjęłam wyzwanie zatargania tego cuda do auta czyli lustro na ramię, znaczy się w ramie ale na ramię, tylko czyje? Bo na pewno nie moje, rozmiar 38. Ale od czegóż ludzie dobrej woli?
Jak już miałam rzecz przy samochodzie, to odetchnęłam z ulgą. Pot z czół bitewnych otarłam i dawaj ...no właśnie. Może i ono było z bagażnika ale na pewno nie auta osobowego. A dokładnie nie tak osobowego jak moje.
 No przecież nie oddam, jak za bezcen kupiłam i już witam się z gąską. Suma summarum czyli viribus unitis nie pytajcie jak, zajechałam z fasonem pod dom z zakupem. I tu fason się skończył, bo jeszcze trzeba było je wyciągnąć, a potem pokazać Prześwietnemu Pierwszemu Mężowi.
- kupiłam lustro na całą ścianę!
- no, piękne tylko my takiej ściany nie mamy.

piątek, 20 lipca 2012

Trochę było zawirowań i żeby nie to, że jedno tragiczne to byłoby nawet śmiesznie.
Nie posiadam zbyt dużego doświadczenie z angielską służbą zdrowia, ( moja łan wizyta i dwie operacje Pierwszorodnego  nie stanowią ) ale te ostatnie, które mam, wystarczyłyby na nowego Monty Pythona z Koszmarem z ulicy Wiązów, włącznie.
Okazało się, że jedna z mieszkających tutaj młodych Polek potrzebuje pomocy tak w ogóle, jak i takiej w charakterze tłumacza. Temat ciągnie się od kilku tygodni. Zorganizowaliśmy co trzeba, bo na pierwszy rzut oka widać było, że coś z nią nie teges. Chora do lekarza nie chce, bo była w ciągu trzech miesięcy dwa razy i dwa razy dostała środki przeciwbólowe.
Ty się chora nie martw teraz, ktoś za Ciebie wszystko wyklaruje i będzie ok.
Wizyta pierwsza.
GP:- nie, nic nie widzę.
Cały czas śpi?- przemęczenie.
Nie dowidzi? - przemęczenie albo koniecznie wizyta o optysty? W celu różowych okularów, żeby się tak sobą nie przejmowała.
Głowa ją boli i z nosa leci?- e, no, to zatoki.
Schudła? - no to z tego przemęczenia, zatok i z tego że nie dowidzi ( w domyśle jedzenia ).
No dobrzrzrz, skoro się upieracie, dam lek!
Po tygodniu.
Szanowna Pani GP- poprawy nie ma żadnej, a właściwie jest gorzej, bo dodatkowo ma jakieś irracjonalne zachowania, sprawa ciągnie się trzeci miesiąc, nadal nie je, głowa nadal boli, nie  tylko nie odwidzi ale wręcz nie widzi, prosimy uprzejmie o skierowanie na badania, bo sytuacja zdaje się wymykać z pod kontroli ( o ile kiedykolwiek pod kontrolą była )
GP- skierowania nie dam. Dam lek! Antybiotyk!
Uprzejmie prosimy może by jednak zanim ten antybiotyk to jakieś badania, bo z całym szacunkiem do GP nie jest git- majonez.
No, dobrzrzrz, skoro taki napór. Dam ale lek! też dam!
Z wynikami do GP
- no, dobre są, w normie.
- ale jak w normie jak to na czerwono, to na czerwono, to na czerwono i to na czerwono, trzy czwarte wyników na czerwono?
- bo antybiotyk jeszcze nie działa!
Przyjdźcie jak zadziała.
Nie przyszłyśmy. W następnym dniu wezwałyśmy pogotowie.
-Pacjent oddycha? Jest z nim kontakt? Ran postrzałowych nie ma? Noża w brzuchu nie stwierdzono? Przyjedziem jak sie obrobim.
Przyjechali po pięciu godzinach.
Natychmiast do szpitala!
Rozległy guz mózg bez szans na operacje.
 Dlaczego tak długo czekaliście???
Rozumiem, że pytanie nie było do nas.

wtorek, 17 lipca 2012

Nie wiem gdzie należny pochować ślimaki. W sensie pochówku. Czy normalnie w trumienkach i do ziemi, czy może do krematorium, a prochy rozsypać? W każdym bądź razie leżeć tak pokotem w mym ogrodzie nie mogą , bo mię psują ogólne wrażenie.
Czemu leżą? Prawda jest smutna i pewnie po tej notce animalsi podpalą mi chałupę albo sprawę do prokuratury oddadzą ale co tam.
 Otóż leżą, bo ja nie daję im żadnych szans ( poza tymi na rozmnażanie, bo  TO akurat ścierwa robią nocą, kiedy śpię! ). Vet za vet. Wpieprzyłyście moje? To ja teraz wpieprzę Wam.
Codzienne przed poranną kawą, nigdy po, bo widok tych bestii przyprawia o mdłości, a szkoda by było tyle dobra w postaci świeżo zaparzonej  lavazzy oddać, sypie im drugie śniadanko, już nie zielone ( przecież nażarły się dosyć witaminek ) ale niebieskie. Pyszne jedzonko. Arszenik i stare koronki. Trup ściele się gęsto. Tylko co dalej? Efekt jest zadowalający ale zrazem z lekka zatrważający. Pole bitewne. A jeńców nie ma komu brać.

niedziela, 15 lipca 2012

Obrazek niedzielny. Przychodzi  do kościoła para z tak na oko trzyletnią dziewczynką. Dziewczynka jest bardzo nieśmiała i grzeczna. Elegancko ubrana, uczesana, spinki, kokardki, warkoczyki i zawsze z torebką.
 Siedzą zazwyczaj w okolicy nas, a dokładnie przed nami. My jak to my spragnieni córki, synowej, wnuczki, rożnymi sposobami próbujemy ją do siebie zwabić. Leci mruganie oczami, wyciąganie rąk, uśmiechy. Nic z tego, co najwyżej, co jakiś czas na nas popatrzy i spuszcza oczęta wielkie jak talerze i niebieskie jak niezapominajki.
Dzisiaj przyszli też ich znajomi i jak Małą zobaczyli to dawaj te same sztuczki co my. Mała zrazu odporna, po jakimś czasie dała się skusić i powoli podążyła w ich kierunku. Usiadła na krzesełku i nagle jak się nie zerwie. Torebka! Zabrała torebkę od mamy i z powrotem poszła i elegancko sobie z tą właśnie torebką usiadła. Wszyscy boki zrywaliśmy. Ale przecież nie od dziś wiadomo!

sobota, 14 lipca 2012

Przeczytałam wczoraj, że Aleksander Kwaśniewski tłumaczył swojej córce, że jak ma powiedzieć brzydkie słowo kurwa albo kurcze, to niech powie kurwa, tylko niech to będzie uzasadnione. Człowiek ten, daleki mi mentalnie , werbalnie, a nawet wyglądowo, jak i cała zresztą ta farbowana rodzina, tym razem przypadł mi do gustu.

Kurwa- milionpięćsetstodziewięćsetny poranek z deszczem!

Brytyjski Związek Meteorologiczny ogłasza nabór dzieci do lat pięciu na objazdową wycieczkę po krajach, w których temperatury przekraczają 20C i gdzie nieustanie świeci słońce ( taka wielka żółta kula na niebie ).
A wracając do tej kurwy, to przypominają mi się poranki w akademiku, kiedy to wszyscy jak jeden mąż, na czwartym roku studiów, byliśmy zmuszeni jeździć w czwartki na tzw. Wojsko.
Wojsko był mocno oddalone od akademika i aby zdążyć na siódmą, trzeba było wstawać o piątej. Dokonać stosownych ablucji i wybrać odpowiedni strój. W przypadku płci brzydkiej trzeba było również się ogolić. A, że trafiła nam się akurat zima stulecia, to co rusz, to siarczyste słówko dolatywało z koedukacyjnej łazienki, gdzie przyszły kwiat Ludowego Wojska Polskiego, próbował dokonać cudu w lodowatej wodzie.  O ile ona w ogóle leciała.
Ech, piękne to byli czasy. Granatem rzucałam tak, że zawsze spadał koło mnie, a mój Kapitan Kaszuba wołał w znanym mi już dobrze języku - kurwa mać, Zośka! No, nie żyjecie, no już kurwa nie żyjecie, a wróg nadal naciera!


środa, 11 lipca 2012

Pogłoska o mojej śmierci była mocno przesadzona.
Prześwietny Pierwszy Mąż przywiązał mnie pasami do łózka. Wyłączył telefon. Zabrał komórkę. Dziuba nie zakleił, bo muszę jednak odkasływać, za to zakazał odzywać się w jakimkolwiek temacie poza wołaniem - raaatunku! W swej łaskawości pozostawił łaptoka.
Dzisiaj jest ciut lepiej, snaczy się trucizna antybiotykowa działa.
Rano nawet zachciało mi się kawy, od której odrzuciło mnie już dni kilka temu. Dostałam do łóżka ( jasne strony chorowania ).
Jak patrzę na swój obraz w lustrze to stwierdzam, że Prześwietny Pierwszy jednak musi mnie kochać nad życie albo jest ślepy.
Dzisiaj doprowadzę się już do niejakiego porządku. Głowę umyję. Trwałą zrobię. Pasemka przesmaruję. Na twarz charakteryzację rzucę. Niech no tylko klamkę znajdę albo nawet klucz do tych cholernych drzwi.

wtorek, 10 lipca 2012

Klapa na całej linii. Bitwa przegrana. Płuca zajęły wojska pancerne. 
Antybiotyk.
A za oknem eee, dajmy już temu spokój, bo się nudne robi.
- Żono czy scesz herbaty ze cytrynkom?
- Nie sce, pragnę umrzeć!

niedziela, 8 lipca 2012

Wróciła Lucy.
Sama nie wiem jak to wyrazić ale nagle zrobiło mi się żal tych wizyt w stołówce. Że niby już nie podam sierściuchom kotleta?
Lucy opalona jak diabeł. To musi być fatamrugana. Nie ma takiego miejsca na ziemi. Nie ma. A tzw. Słońce ( co to w ogóle jest ? ) jest gwiazdą nieznaną z powieści Lema.
A tymczasem jakimś cudem nad ranem przestało padać. Pomiędzy jednym a drugim atakiem kaszlu, nieskutecznie trzymana za rękaw piżama, pognałam w te pędy do kuchni nastawić pranie, wirować, wyciągać, wieszać. Dostałam zadyszki ale zdążyłam. Nie zdążyłam ściągnąć. Darmowe płukanie.
Prześwietny Pierwszy Małżonek sceptycznie przygląda się uginającym się sznurkom. Czy aby żono ma nie przesadziłaś? Głupio tak w starczym wieku bez bielizny iść do pracy, a mokrej nie zamierzam, bo domowe szpitalne łóżko zdecydowanie wskazuje na dłuższy pobyt pacjenta.
Oj tam, oj tam dzisiaj zastosuje wariant B kuracji X  i od jutra łóżko do dyspozycji. Nie takie rzeczy my przechodzilim!

sobota, 7 lipca 2012

''Tak mi źle tak mi jakoś nudno, nie chce mi sie nawet utyć, bo zara bede musieć schudnąć ... czy jakoś tak to było. Tyle, że utyć to mi się nawet by ściało tylko przez gardło mi nic nie przechodzi.
 Zaniemogłam, zaniemówiłam, ochrypiałam. Chyba na znak jedności z Agnieszką Radwańską ale widzę ,że to budzi pewien obraz zadowolenia na twarzach domowników. I teraz nie wiem, z czego oni się tak cieszą? Z tego, że im nie zjadam, czy z tego, że nie gadam?
Czuję za to, że przedmioty martwe trzymają ze mną sztamę. Jak ja zaniemogłam, to samochód też. A co! Prześwietny Pierwszy Mąż stoi przed dylematem- kogo ratować szybciej. Postawił na samochód.
Pomiędzy jednym a drugim atakiem gruźliczego kaszlu pomalowałam sobie paznokcie. I trochę przestrzenie obok. Nie myję, nie szoruje, nie sprzątam to i lakier się mię błyszczy. Leżę i wyglądam. Jak zabierze mnie ta wielka woda, co teraz stanowi problem w Anglii, to chociaż w zaświatach będę elegancka.

piątek, 6 lipca 2012

Zaczęło się bardzo niewinnie. Myślałam, że coś mi wpadło do tchawicy i stąd ten trudny wieczorny kaszelek. Kara za podjadanie przy czytaniu w łóżku.
Płonne nadzieje. Po dwóch dniach jestem wykończona, a dzisiaj czuję się jak Maryśka na marach. Leżę. Bez tchu. W gardle szaleje mi pożar niczym w australijskich lasach, z nieba się leje i z mojego nosa również. Boję się zakasłać, bo  somisiedzi będą pytać co tak gra, a właściwie rzęzi i wyje.
Mam wrażenie, że za chwilę rozerwie mi płuca. Przeziębienie? W lecie? No tak, jakie lato, z dwóch występujących tutaj pór roku lato bywa czasami, a częściej jednak jest ciulat...
Z wrodzonej wrogości do wszelkiej maści lekarzy, nie wybieram się. Na razie stosuję leczenie własne.
Prześwietny Pierwszy Mąż, który nie pamięta abym kiedyś była przeziębiona wpadł na pomysł, że to uczulenie na koty!
Po dwóch tygodniach???
W każdym bądź razie cokolwiek to jest niech sobie idzie w pierony!

wtorek, 3 lipca 2012

CNN dało plamę na całej linii w nocy podało, że Gotye popełnił samobójstwo, rano sam artysta dementował plotkę.
Kiedy jest dobry moment na umieranie? W piękne słoneczne lato, jak moja mama, czy  w lato deszczowe kiedy życie toczy się ale jakby już obok nas, a nie w nas?
Byłam dzisiaj u Josephine. Jestem dogłębnie poruszona jej stanem. Niebytem. Pozostawieniem jej samej sobie w tym nieznanym świecie.
O godzinie 11 nie było jeszcze żadnej opiekunki u niej. Weszłam przez otwarte nie wiedzieć czemu drzwi. Siedziała bidulka w piżmie już teraz sześc razy na nią  za dużej, z gołymi nogami, bez śniadania, bez picia,  bez leków. Nie poznała mnie. Pozostawiona samej sobie i litości, która może kiedyś na nią spłynie.
Poryczałam się. Zrobiłam kromkę chleba z samym masłem jak chciała, do tego bawarkę. Odcięli jej gaz za to dali mikrofalówkę, o której działaniu Ona nie ma zielonego pojęcia. Nie tak miało być.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Taa, nawet ślimaki mają dosyć, ile można brać prysznic? Polazły znudzone w cholerę.
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni ...a miejscowa ludność utartym obyczajem w lipcu chodzi w kozakach i kurtkach z futerkiem.
Może to jest ten sposób na długowieczność? Japonki w grudniu, a w lipcu barchany. Czy to jesień czy to zima, co nas tu trzyma?
Mądra Kaczka mówi, że tu tylko jedna pora roku - deszczowa.
Czuje, że rdzewieję. Na rdzę dobra coca-cola. Kupiłam dwie butelki. Light. I błąd. Teraz umrę. Czytam, że:

  • karmel amoniakalno - siarczynowy - podany w większych ilościach powodował u zwierząt doświadczalnych zmiany w obrazie krwi i skurcze mięśni
jestem dzisiaj jak to zwierzę, śnięta ryba

  • kwas ortofosforowy - spożywany w dużych dawkach może upośledzać wchłanianie z przewodu pokarmowego wapnia, magnezu czy żelaza, a co za tym idzie przyczynić może się do osłabienia kości i zębów
czuję słabość lewej siódemki

  • benzoesan sodu - wykorzystywany jako substancja konserwująca. Uważać na niego powinny wszystkie osoby skłonne do alergii
nie tylko jestem do alergii skłonna ale jak najbardziej jąposiadam

  • cyklaminian sodu - dodawany jako substancja słodząca. Badania prowadzone na zwierzętach dowodziły jego negatywnego wpływu na organizm. W nowszych doświadczeniach te informacje nie zostały potwierdzone. Mimo wszystko jednak zaleca się, aby nie przekraczać maksymalnej dziennej dawki, której dostarcza jedna szklanka coli light.
wypiłam szklanek dwie.

A w cholerę  z tym wszystkim. Jak barowa pogoda to trza było kupić jedną butelkę ale porządną, z procentami. Co niniejszym jutro uczynię, bo na trzeźwo nie da się w tym kraju żyć.

niedziela, 1 lipca 2012

Jest tak upojne lato, że normalnie...sesrać się można. Rano włączyłam ogrzewanie. Przegrzało się i od razu lepiej...nie mówić. Ziąb, deszcz, wiatr i tak w kółko. Wyciągnęłam koc i sweter barani. Dobrze, że ktoś wymyślił samoopalcze. Napawam się brązowymi łydkami. Moje ręcznik mniej.
Pozostajemy jedyną rodziną w okolicy z całym płotem. Somisiedzi wymieniają cyklicznie walące się części ale i nasz zaczął w końcu trzeszczeć. Podparliśmy go łopatą. Prowadzimy obserwację. Co będzie jak się zwali? Tego nie wie nikt.
Drzewo przed domem oszalało, obcięte na okrągło zdecydowanie powiększyło swoją objętość. Potroiło, posześciło? W każdym bądź razie włazi na ścieżkę i na posesję Lucy. Prowadzimy obserwacje. Co będzie jak zasłoni wszystko? Tego nie wie nikt. Jak nie wie nikt? Ja wiem! Lucy wróci, nie dostanie się do domu, z chrześcijańskim miłosierdziem przygarniemy ją razem z dzieckiem i przyległymi kotami i tak w komunie będziemy patrzeć na trzeszczący płot. A potem nastąpi koniec świata albo stanie się cud.



piątek, 29 czerwca 2012

Obserwacje zoologiczne:
Czarny podżera z miski Białego. Biały wyraźnie się boi. Podejrzewam cykliczne zastraszanie. Może nawet przemoc w rodzinie?
 Odkąd połapałam się w podwójnym charakterze Czarnego pilnuję, żeby sierściuchy zasiadały do stołu przy mnie i przy mnie konsumowały. Nie opuszczam stołówki do końca posiłku. Łypiąc złowrogo. Napominam w narzeczu słowiańskim stąd nie ma pewności czy uwagi docierają do odpowiednich uszu ale Sprawiedliwość musi być po naszej stronie! Znaczy się Białego i mojej.
Prześwietny Pierwszy Małżonek też czuje się zastraszany, stłamszony, postponowany i lekceważony. A wszystko po tym jak przytargałam do domu ósmą parę białych spodni ( no nie całkiem przecież białe, bo mają leciutki, taki tyci, tyci odcień fiolet, różu? ) i nie chodzi ponoć już o to, że spodnie ale, że świat przeludniony, a Afryka cierpi na brak wody ( co ma piernik do wiatraka? Pije sam pod moją nieobecność?). Systematycznie i pedantycznie przeciągnął mnie po mieszkaniu ( nie za włosy ). Zarzucił mi, że cały dom jest w moich ubraniach, że zajmuję trzy szafy i trzy czwarte kolejnej, niby jego oraz wszystkie możliwe regały, a buty trzymam nawet u dziecka w pokoju ( jakie dziecko? Stary koń! ). Znalazł jednak okliczności łagodzące i przemawiające na moją korzyść - oddawanie, co jakiś czas zasobów do charity ( no przecież mówiłam, że nie jestem chomikara i szybko się nudzę ).
Wymusił  obietnicy poprawy. Kazał wydawać na cokolwiek innego byle nie ubrania.
Hmm, może dragi?
No, nie dadzą się człowiekowi wzbogacić, nacieszyć. Zwykła zazdrość, ot co!

 Fajną kurtkę dzisiaj widziałam - czerwoną ,a w czerwonym mi do twarzy.

wtorek, 26 czerwca 2012

Tematy luźne bedo.
Tradycyjnie pada. No ale chociaż nie wieje chłodem. Jak jechałam na rowerze, to pomyślałam sobie ,że takie okulary z wycieraczkami powinni robić ale nie robią. Nic nie widziałam, jechałam na oślep i jeszcze frezura mię się zniszczyła. Laker spłynął, loki się rozprostowały, kolor się był zmył.  Nie wiem tylko czy kto zauważył czy nie, bo niby kto by na staro babe patrzył.
Stary to jest koń -jak mawia mój tato. Oj i mój ojciec nie pierwszej młodości. Martwię się o niego coraz częściej, robi rzeczy nierozważne. Na szczęście dał się namówić i trzy razy w tygodniu ma kogoś, kto zadba o komfort życia. Oby ta metoda się sprawdziła, bo bardzo mi moja niemoc w tym temacie ciąży. A dziadek w trzydziestostopniowym upale postanawia, że MUSI kwiatki na cmentarzu podlać, znicz zapalić.
Sierściuchy żyją. Co gorsza następuje coraz większe zacieśnianie kontaktów. Jak usłyszą klucz w zamku pędzą jak szalone i uprawiają wyższą sztukę pokrętnych umizgów. Przemogłam się. Ręka moja ich dosięgła ( i to nie raz! ) wcale nie w celu uduszenia. Na mózg mi padło znaczy się. Prześwietny Pierwszy Mąż jak zgrana płyta- wiedziałem ,że tak będzie.
Lucy wróci  - wszystko wróci! Do normy.


piątek, 22 czerwca 2012

No, co tu mówić, koń jaki jest każdy widzi. Leje, leje, leje. Trzynaście stopni. Wieje. Ślimaki wielkości śledzi. Obrzydlistwo. Może sprzedawać jako czyste białko?
Szukamy jasnych stron.
Jasną stroną na przykład może być to, że listonosz przyniósł czek na dość znaczną sumę w zwykłej piaskowej kopercie. Wrzucił ją przez dziurkę i już. Poszedł sobie. A mnie ciągle takie rzeczy dziwią ,że jak to? Bez podpisu? Bez  dowodu? Paszportu? Peselu? Imienia ojca? Panieńskiego nazwiska matki? A no właśnie. Normalka panie. Poczta jest od doręczenia ,a nie od dręczenia. Co w środku? A co to panie kogo obchodzi. Jest adres i już. Nic nie ginie.
Jasną strona jest też to, że moja Josephine mimo swojej niewysokiej tutaj emerytury dostanie od państwa po wyjściu ze szpitala opiekunkę, która z nią zamieszka aż do czasów ostatecznych i że nie będzie ją to kosztowało złamanego pensa. Starości tutaj ma swoje prawa panie.
Jasną strona jest to, że czyta się, czyta, czyta chociaż tak pożądane Millenium Stiega Larssona nie zachwyca. Niemniej jednak doceniam za lekkość pióra.
A Niemcy z Grekami prowadzą. Jak zawsze panie, jak zawsze.

wtorek, 19 czerwca 2012

Wystarczy tylko trochę ponarzekać publicznie i proszę - słoneczko cały boży dzień. Toteż bez zbędnych ceregieli walnęłam się na leżak z prasą importowaną i bezwstydnie czytam od poranka. Z przerwą rzecz jasna na gotowanie pokarmu dla sfory, bo nie samą literaturą te bestie żyją.
Moja psiapsiółka o sercu gołębim ( cholera czemu akurat gołębim, ktoś wie? ) i wielkim jak stepy akermańskie zbiera dla mnie wszystkie kolorowe pisma od wyjazdu do przyjazdu i dzięki czemu z wielkim światem jestem za pan brat. I zupełnie mi nie przeszkadza, że wiadomości archiwalne o dozgonnej miłości rozniesione zostają siedem numerów dalej w drobny pył. Powiedziałabym nawet, że tak sytuacja dodaje lekturze pewnego oryginalnego smaczku. Jak czytanie od końca.

Kto pamięta jeszcze zośkę na wygnaniu ten wie, żem wielką miłośniczką tutejszych kotów wszelakich, szczególnie tych srających w moim przydomowym ogródku i nie tylko.
Otóż jak to mówią -Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Nadeszła wiekopomna chwila. Zemsta jest rozkoszą bogów. Przebaczam ale nie zapominam. Co nagle to po diable. Na złodzieju czapka ..., że nie pasuje? Wszystko mi dzisiaj pasuje!
Somisiadka Lucy wyjeżdża na wieki wieków czyli tygodniów dwóch w siną dal do niejakich Włoszanów i co? No, no, no zgadnijcie ...no właśnie, przyszła z zapytaniem czy wykarmię pod nieobecność właścicielki 3! słownie trzy! sierściuchy.
Z największą rozkoszą! Zapewniam. OFKORS!
Kuchnia serwować będzie dania wyszukane i wykwintne w myśl zasady, że wszystkie grzyby są jadalne z tym, że niektóre tylko RAZ!
Nawet Sweeney Todd z Nellie Lovett w tym temacie przy mnie wysiadają. Czuj duch! Zacieram rączki.
Ech, pięknie było ale się skończyło.I wcale nie dlatego, że nasi przegrali, chociaż żal.
Żal to jest jak zawsze wracać. Zostawiać przyjaciół, Opole z konkursem piosenki i ryneczek pełen warzyw, owoców rozmaitych, co to nie w pudełku, nie sterylne ale brudne, za to naturalne i całymi kopami wylewające się ze straganów.
 Co zjadłam w temacie truskawek, czereśni ( pierwsze 25zł, rozbój w biały dzień ), ogórków małosolnych - to moje i nikt mi tego nie odbierze! Doszłam do wniosku, że właściwie mogłabym żyć na suchej bułce i tej kiszonce, tak lubię ogórtasy.
Wróciłam bogatsza o trzy pary butów, przeróżne części garderoby, ćwierć sklepu drogeryjnego i połowę biblioteki. A, że podróże kształcą to cwana ze mnie bestia i... zabrałam 22kg w bagażu głównym, 15 w podręcznym oraz wysłałam 20 kilogramową paczkę.
Jak by nie patrzeć, taka mała Zośka przytargała 57kg towaru!
Przeżyłam pijaną ekipę Brytyjczyków raczących się na pokładzie samolotu naszą rodzimą Żubrówką i o krok będąca od odstawienia z powrotem na terminal i  w końcu cała i zdrowa dotarłam do rodziny.
Pierwsze to szok termalny. Drugie zgliszcza w ogrodzie -banda slimorów z wykupionym karnetem na stołówkę nie odpuściła, chociaż mówiłam przed wyjazdem ,że zamknięte aż do odwołania. Pietruszkę szlag jasny trafił.
Zaś w samym domu szarańcza rodzima w pełnej gotowości już nóżki w starterach trzymała i dawaj do ataku. Każda sztuka złapała w ręce czytadło, po pudełku tiki-taków, malagi i kasztanków i sru do nory.
A kto będzie ten bajzel po przyjezdny ogarniał, no kto, się grzecznie pytam?!

niedziela, 27 maja 2012

-Wszystkiego najlepszego mamusiu, dużo zdrówka i ,żeby te syny były takie zarąbiste jak są!
-Amen.
Mamuuuś, guzik mi się w marynarce urwał.
-I?
-No i trzeba przyszyć.
-To przyszyj.
-Ja?!
-No Ty.
-Ale wiesz, że ja jestem manualnym debilem.
-Czas los odwrócić.
-To może ja tę marynarkę po prostu przywiozę?
-To może żonę sobie kup.
-Nie ma tylu wielbłądów.
-To innego wyjścia nie widzę, jak tylko uczyć się krawiectwa.
Uczym się, uczym, cały boży ranek. Zaczelim od teorii, co to jest igła, co to jest nitka, co to jest guzik, jakie rodzaje są guzików patrząc na ilość dziurek i co to jest szycie na stopce.
Uczeń jest krnąbrny, niepojętny, impulsywny, nieuważny, dokonał samookaleczenia w wielu miejscach. Nie czyni postępów i obawiam się powtórkę roku.
Na odjezdnym rzucił:
-garnitur nowy sobie kupię!
Nie strasz nie strasz, wystarczy tylko marynarkę.


Się chwilowo zarzuca pisanie, bo dziadek lat osiemdziesiąt trzy mimo światłości umysłu Interneta nie posiada. Mówi, że starczą gazety. I tak wosy dęba stajo.
Do zaś za jakiś czas!


środa, 23 maja 2012

Wieloryb też człowiek i nie on jeden

Nie ma co owijać w bawełnę. Jestem gęś. Gęś jakich mało.
Odwiozłam Prześwietnego Pierwszego Męża na pociąg do stolycy i szybciutko dawaj korzystać z ułudy  wolności - w sklepy.
W sklepach mierzę, mierzę, mierzę i z każdym kolejnym lustrem szlag jasny mnie trafia, bo przecież  w tym odbiciu to nie mogę być ja. Nie w tym rozmiarze!
Niby twarz się zgadza ale ciało? Jakaś ściema. Do tego cellulitu aktualnie to chyba nie mam tylko na rzęsach.
Nie o tym jednak miało być. Miało być o tym ,że w jednej przymierzalni były dwa wieszaki, po przeciwnych stronach. Na jednym powiesiłam ubranka w rozmiarze XXXXXXXXXXXXXXXLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL, a na drugim swój ulubiony długi wisior z osobistym talizmanem. Złote. I przez myśl mi przeszło- nie rób tego, bo zapomnisz.
Kolejny ciuch oczywiście mi nie pasował. Za zamkniętymi drzwiami postanowiłam ostatecznie popełnić seppuku ,a przynajmniej zaprzysiąc ,że ani kawałka ciasta więcej, aż nie będę przypomina Twiggi!
Upłakana ruszyłam w drogę powrotną, na pocieszenie zagryzając co milę prince polo znalezione w miejscowym Tesco ( 98 kalorii).
Po powrocie z racji nagłego upiornego upału, który opanował  znienacka Wyspy ułożyłam wieloryba w celu wytopienia tłuszczu na leżaku w ogrodzie. Kolor zielony. Leżaka, nie wieloryba. I tak pogrążona w rozpaczy doczekałam pory odbioru Małegożonka.
Przywdziałam ubranka i ...przypomniałam sobie. Wisor! A wisora niet. No to dupa. Pal diabli wartość ale siła magiczna!
Z brakiem nadziei, w drodze na dworzec wstąpiłam do piekieł czyli sklepu, po drodze mi było, zapytać, czy aby nikt nie oddał. Nikt nie oddał. No trudno ale pani mówi- se pani wieloryb zajrzy do ty przymierzalni. Zajrzałam i do teraz nie wierzę!

niedziela, 20 maja 2012

Nie samą modlitwą człowiek żyje

 Stary facet wzion se młodo kobitke, bo go stać, bo go stać
 Stawoł w nocy sidym razy ale ino scać, ino scać

I, żeby mnie nie było. Tekst ten przyniosłam z cotygodniowego spotkania Polonii w ośrodku parafialnym po sumie. Średnia wieku 78 lat plus takie młódki jak ja do obsługi. Jakie miałam branie! Musze zasięgnąć języka o wysokości angielskiej emerytury i jak to jest z tymi testamentami.

czwartek, 17 maja 2012

Szary odcień szarej szarości

Mam tu taką osiemdziesięciosiedmioletnią koleżankę. Ba, przyjaciółkę. Odwiedzam ją raz w tygodniu. Pogadamy sobie, czasami kieliszeczek nalewki trzaśniemy, ciastko razem zjemy, o starych Polakach poopowiadamy i oby dalej do setki. Niestety czasami coś nam staje na przeszkodzie w tym stulecia dożywaniu i płata figle. I tak się stało i teraz. Dokładnie w zeszłym tygodniu. Zachodzę - drzwi zamknięte, kosze na śmieci niewystawione. Ki diabeł? Umarła? Umarła i nic mi nie powiedziała? Tak się nie robi. Z pomocą wszystkich świętych i miliona telefonów, kontaktów, adresów udało mi się ustalić, że jednak nie u Pana Boga za piecem, a w szpitalu. Kamień z serca.
Dzisiaj wróciła. Biedna, wymizerowana, trochę nieobecna, bo Alzheimer w natarciu ,a jej syn obecny w czasie odwiedzin mówi - to ja zajrzę do mamy może... w środę? Córka zapowiedziała się na przyszły weekend. Nie ogarniam.

sobota, 12 maja 2012

Saga garniturowa c.d.

Dzwoni Pierwszorodny
- mamo, szybko, pamiętasz z jakiej firmy był ten mój garnitur?
- który?
- ten ostatni.
- no, pamiętam
- to dawaj, z jakiej?
- z Jaeger'a
- dobra dzięki!

ale o co chodzi???

Za dwie minuty;
- a jaki on ma dokładnie kolor?
- co, ten garnitur?
- no
- ciemnoszary?
- dobra, dzięki.

ale o co chodzi???

Za trzy minuty
- a spodnie? Ile mają w pasie?
- Jezus Maria ,a skąd ja mogę wiedzieć ile ty masz w pasie? Co się stało?
- nie mam teraz czasu wyjaśniać. Czekaj chwilę.
W tle słychać
- Konrad, ja nie wiem ile w pasie ale potrzebuje je koniecznie na już! Najdalej za godzinę, bo muszę wyjść!
Do mnie
- mamo napiszę wieczorem, cześć.

Chłopie, weź no włącz telewizor.
- a co jest?
- nie wiem ale może na BBC pokażą kogoś latającego bez gaciów po City i to pewnikiem będzie nie kto inny tylko nasz syn. Znasz jakiegoś Konrada? I czy domy uciech pracują 24 na 24, w porze lunchu na przykład?

Email - Synu, matce możesz wszystko powiedzieć, przyjmę na klatę.
Odpowiedź;
he, he, chciałabyś. Niestety proza życia. Konrad odbierał mój i swój garnitur z czyszczenia, bo miałem ważne spotkanie wieczorem i w jasnym nie mogłem pójść, a w pralni okazało się, że zgubili paragon i nie wiedzą, o który garniec chodzi. Po metce i rozmiarze spodni dopiero doszli.
Też cię kocham.

Pal diabli czerwone latarnie - who is Konrad???!!!



czwartek, 10 maja 2012

Zmienność nie tylko w pogodzie

Z tego deszczu to się tak dzieckowi młodszemu porobiło, że powiedział, że jednak zamiast z nami do arki, to idzie na prom. A wcześniej mówił, że nie idzie. Całe szczęście, że prom jest u nas ,a nie w Dover albo innym Calais, bo gotów sobie butki przy tym chodzeniu przemoczyć.
No, to jak idzie, to wyjścia ni ma i dawaj w miasta ościenne w celach przyobleczenia potomstwa.
Butki, garnitur, koszula, mucha dzieckowa w kolorze mocny orange, bo takiej niestety nie było i w cenie jak uprząż dla wyścigowego konia i to tego, co to w czołówce gonitwy.
Przysięgłam sobie, że następny taki szał dopiero przy ubraniu ślubnym.
Znajome matki mówią, że i tak należy się cieszyć, bo w przypadku naszej dzieckowej pci chociaż fryzjer, kosmetyczka i torebka odpada. Niby racja.
Rano przed wyjazdem druzgocącym haniebnie mój portfel, zwiedziona szalejącym wiatrem i uwiedziona bezopadowym niebem, wystawiłam pranie na dwór czyli na pole i teraz jest już bodajże po piątym płukaniu.
Dobrze, bo my wszyscy alergicy, to jakby co tam z tego proszku zostało, to już nie zostało i człowiek przynajmniej zdrowy umrze.
Z obserwacji botaniczno-zoologicznych wynika, że pasza dla ślimaków nazywa się begonia, a trutka pelargonia.

poniedziałek, 7 maja 2012

Piraci z Karaibów

Po raz kolejny promienie słoneczne walą o szyby i spływają dużymi kroplami w nurt bystrej zaokiennej rzeczki. Prześwietny Pierwszy Mąż wyruszył tratwą do pracy, z pieśnią żeglarską na ustach, machaniem pozdrawiając po drodze resztę wilków morskich.
 Radość w nas ogromna, bo dzięki aurze problem dzisiejszego obiadu został całkowicie rozwiązany. Wyjść się wprawdzie nie da ale wystarczy zarzucić wędkę z piętra domu i lada moment zjawi się dorsz albo jakiś inny wieloryb. Pytanie jest ile można jeść ryb nawet jak się lubi?! I czy po czterech tygodniach człowiek nie pragnie jakiejś odmiany!
Prognoza pogody w szacownej stacji BBC pokazuje jednak, że najbliższy tydzień spędzimy w smażalni tyle, że nie w tej na Karaibach.
Telewizja kłamie!

sobota, 5 maja 2012

Zbaraniałam

Widziałam wczoraj Panią w kożuchu. Takim autentycznym, z barana, co tu po somisiedzku się pasie. I takiego sygnału mi trzeba było. Wylazłam dzisiaj z łóżka. Wlazłam pod łóżko. Z czeluści przepastnej wytargałam paczkę i teraz odmrażam płaszcz zimowy. Czapkę i rękawiczki zrobiłam na drutach już na początku tygodnia.
Na szczęście Prześwietny Pierwszy Mąż zerwał się skoro zalany świt. Poszedł do lasu. Drwa narąbał. Ogień rozpalił i teraz chociaż para nie bucha z ust jak człowiek słowa dziękczynienia wypowiada. Trochę śmierdzi w całym domu, bo drwa mokre ale co tam, kto by się gupotami przejmował.
 Pierwszorodny zapowiedział przyjazd ze stolycy na jakieś domowe dożywianko i pyta -  a wieczorkiem może piwko, grilla? Tak oczywiście.

czwartek, 3 maja 2012

Szwedzki

Miejscowe wyciągnęli łodzie, kajaki, pontony.
Ślimaki zeżarli świeżo posadzone rozsady.
Ogródek warzywny zszedł pod ziemię.
My gromadzimy po jednym zwierzęciu z każdego gatunku do naszej, chałupniczym sposobem budowanej arki. Zaczęliśmy od jeża i żaby.
Skorupiaków nie bierzemy, bo i tak są wszędzie, to i pewnie same bez karty pokładowej się zaokrętują.
Udaję, że rozpacz mnie nie ogarnia. Piekę placek z truskawkami, beznadziejny zaokienny widok zabijam zapachami wanilii, drożdży i świeżo zmielonej kawy.

 Prześwietny Pierwszy Mąż słucha kandydatki na oficjalny hymn Euro 2012
Ło, matko z córką!

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Miłość niejedno ma imię i niejedno wyzwisko

 Miłość ci wszystko wybaczy, smutek zamieni ci.... no nie wiem, no nie wiem.
Jedna bardzo zakochana przyłapała drugą, co to się kochać dopiero zaczynała na pisaniu sms-ów ( ach ta technologia zgubna ) do Wybranka tej pierwszej. I niewiele myśląc i niewiele w słowach przebierając powiedziała tej drugiej, co o tym sądzi. A ta druga nie pozostała dłużna i powiedziała tej pierwszej, co myśli o tym, co tamta sądzi i na dodatek dodała, że z uczucia, tudzież ze zdobyczy postępu rezygnować nie zamierza, a co za tym idzie sms-ować przestać nadawać oczywiście też nie.
Trudno, nie było wyjścia - doszło do pojedynku, któremu kibicowały, jak zawsze w takich wypadkach, dwie strony. Ta za i ta przeciw. Doszło by pewnie ani chybi do morderstwa czyli do zapojedynkowania się na śmierć, a na pewno do pozbawienia się wzajemnego owłosienia głównego, co było już o krok, gdyby nie pojawiła się Derekcja Szkoły w osobie Derektora, która to w nagrodę za próbę rozdzielnia zwaśnionych i wojujących stron, dostała także w ramach sprawiedliwości dwa razy z piąchy prosto w twarz.
W twarz, w twarz?
Ano w twarz. I ja się pytam - panie Rusinek, panie profesorze Stanek z czym do ludzi, z czym do ludzi? Cieszcie się, że o własne życie się lękać nie musicie, a reszta?

niedziela, 29 kwietnia 2012

Ściema

Zaglądam, bo wszystko, co 40+ przecież mnie  dotyczy, że o tytule bloga nie wspomnę. Lubię takie informacje od czapy które nic nie wnoszą i niczego się z nich tak naprawdę sensownego dowiedzieć nie można. Nie dość, że nie widać tak naprawdę, co kobita ma na sobie ubrane, to dodatkowo w żaden sposób tytuł nagrania nie odpowiada, jak te czterdzieści na plusie dobrze pokazać, kiedy w podtekście wiadomo, że powinno ono być na minusie. Ot, jak zawsze ubranka są na modelce( tutaj byłej ) gdzie wzrost i waga w normie czynią ją normalnie zdrowo wyglądającą niewiastę, zamiast przysłowiowego wieszaka.
Przy takiej figurze to my same wiemy jak się ubrać.

.........................................................................................................

Gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda zza okna Apokalipsa św. Jana to zapraszam do mnie tylko bardzo proszę z jakimś trunkiem, bo mojego nie starczy, żeby zamazać ten straszliwy obraz.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Filozofia życia

http://t1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQi5LNlG2OKTN7c3iShlQlWNJgmRGxUmpNVK4Wpfomp1KAWW_ftDalajlama powiedział, że najbardziej na świecie zadziwia go człowiek ponieważ;
"poświęca swoje zdrowie, by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca pieniądze, by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości; żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak naprawdę nie żyjąc"
No nic dodać nic ująć. 
Postanowiłam zdrowia nie poświęcać - nie zarabiać. Przyszłością się nie przejmować.
 Ja dzisiaj postanowiłam pożyć. Pożycie ( ładne słowo ) polegało na wyjściu na pole, tudzież na dwór. Pojechaniu w deszczu do ogrodnika i do innych miejsc wydawania piniądzorów. Przytarganiu tony zakupów. Rozładowaniu później tego TIR-a. Posprzątaniu stajni Augiasza, za wyjątkiem pokoju młodzieżowego, na którego określeń mitologicznych brak. Zresztą bałabym się - na drzwiach jest napis Achtung, Achtung, Banditen, Banditen ,wejście grozi porażeniem oczu i natychmiastowym zejściem. Urychowaniu się w chałat i rękawice. Zasadzeniu w ogrodzie w deszczu flanc ( idąc dalej regionalizmem krakowskim ), a piękniej byłoby franc, że nie wspomnę o rozsadach. Na zrobieniu farszu, ulepieniu około setki pierogów, podaniu ich skrytożercom, wyprasowaniu miliona koszul, skróceniu spodni Drugorodnego, i w finale padnięciu na pysk po tym wszystkim. 
Szukam jutro innej, niż buddyzm tybetański, filozofii.
Dobranoc.

środa, 25 kwietnia 2012

Tydzień wieści

Jeszcze się nie skończył, a już tyle się nadziało, że uch...
Hełmy przyszli, absolutnie TEN rozmiar, no powiem Wam - REWELACJA, noszę od rana- nic nie czuję, a należę do tych, co jak już są w domowych pieleszach to prawie w drzwiach to chomąto zrzucają, a tu... nic. Durś ,a cięgiem mam na sobie. Chyba wlezę w tym pod prysznic. I dalej do łóżka. I do spania. I do rana. I od nowa. Przyspawam. Chociaż nie trzeba, bo tak się dobrze trzyma. A prać jednak raz na dwa, trzy miesiące trzeba.
Od poniedziałku dostajemy rożne wieści, rożne różniste ale wiele dla nas znaczące i wnoszące novum w nasze życie. Inną rzeczy kolej, którą trzeba będzie uporządkować jak należy ale to wszystko i tak jest niczym przy wieściach z Polski, które przekazała mi moja serdeczna koleżanka.
Czy interesują się Wami obcy ludzie? Bo jak się okazuje mną i owszem -tak. Normalnie niczym gwiazdą filmową. Jedna Pani, drugiej Pani zadaje sto pytań o... i nie pyta, co u mnie słychać tak w ogóle, na zasadzie jak tam jej leci, jak się mają, tylko na zasadzie, bo wiem Pani ja to słyszałam ,że...
Pani pyta drugą bogu ducha winną tyle, że zaprzyjaźnioną Panią - a nie wie Pani czy to mieszkanie, co mieli rodzice to przepisane na .... Czujecie?  Ofen. Z buta. Ja myślę, że ja muszę na jakimś fejsbuku albo innym zbuku pokazać nie tylko te staniki, co przyszli ale i majtki. Wrodzona skromności powstrzymuje mnie od pokazania zupełnie gołej... a byłoby co!
Bożżżesz, skąd Ci ludzie ten sensacje wyciągają, nadmienię tylko, że nijak nie przystające do rzeczywistości. Dlaczego nie zajmą się swoim jakże wspaniałym, cudownym życiem, swoją własną rodziną??? 
I jakem tęskniąca permanentnie, to za tym wścibstwem nie tęsknię w ogóle!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dobra

Dziecko przyleciało kubachy, szynków nawiozło. Cukiertasy wysypało, gazety i inksze słowo czytane położyło i tyle go widzieli. A my dawaj do tego dobra. Mniam. Mlaskacze w pełnej krasie. Mówta -co -chceta - nie ma jak polskie jadło. W Lydlu dokupilim niemiecką kapustę kiszoną, bo akurat rzucili, a germańska niczym polska ( Polak Niemiec dwa brat..., e nie to o tej Wandzie co go nie chciała miało być ) i teraz w domu niczym w polskim spożywczaku.
Za oknem pogoda jaka jest każdy widzi, że o temperaturze nie wspomnę. Toteż z rozkoszą czytam sobie Twój Styl, kawkę piję, trufelkiem zagryzam.
Widziałam dobry "Wymyk", znakomitego "Szpiega" i "Służące" co to chwytają absolutnie za serce. Wszystkie trzy filmy polecam.
Zaszalałam po raz pierwszy, zamówiłam sobie cycki, a dokładnie pokrowce na nie przez Internet i teraz czekam, co przyjdzie, a dokładnie czy aby nie przyjdzie tych hełmów wymieniać.
Na razie przyszli trzy emalie, że dziękują za zamówienie. Że właśnie zamówienie przyjęli. Że a juś ci - spakowali i wysyłają. Jak ta korespondencja dłużnej potrwa, to gotowam się z działem sprzedaży zaprzyjaźnić i na wódkę umówić.

piątek, 20 kwietnia 2012

Ostrzeżenie

Jestem w Polsce. Jestem, bo... nie wiem czemu jestem ale wiem, że Pierwszorodnego napadły jakieś zbiry. Wychodził w nocy z pubu i stało się. Szukamy go po wszystkich szpitalach. Ja próbuję wybrać numer telefonu ale zawsze jak wybieram to coś jest nie tak. Albo nie ten klawisz albo nie ma sygnału. Koszmar. Trafiamy w końcu do szpitala. Długie białe korytarze. Biegnę, potrącam ludzi i cały czas mi się zdaje, że korytarz zamiast skracać dystans  w nieskończoność się wydłuża. Im mocniej, szybciej zdyszana biegnę, tym dalej są drzwi prowadzące na oddział. W końcu wpadam. Sala po sali, nigdzie go nie ma. Zaczynam bez ładu i składu otwierać wszystkie szuflady w szafkach przyłóżkowych szukając jakiś jego rzeczy i z tych szuflad wszędzie wyskakują białe myszki. Tysiące białych myszy, wszędzie myszy. I nagle dochodzi do mnie komunikat - tak moja droga wygląda delirium. NIE CHLEJ TEGO CZERWONEGO WIŃSKA!
Obudziłam się zlana potem i teraz nie wiem czy to był sen, czy przestroga i czas zaprzestać spożywać, bo za dużo tego butelkowanego???
Prześwietny Pierwszy oczywiście twierdzi, że to drugie.
Nie idźcie tą drogą. Nie kładźcie się na popołudniową drzemką. Dobrze Wam radzę.