sobota, 11 stycznia 2014

 Wprawdzie postanowień noworocznych nie ma ale schuść by się jednak mimo własnej zajebistości przydało. Toteż z ochotą zabrałam się...nie, nie za odchudzanie, za planowanie tego schudnięcia. Poobglądałam ciało swe i tutaj akurat nie było zaskoczenia- jest gorzej, niż własna wyobraźnia i zaburzony obraz w moim wyszczuplającym lustrze mi  podpowiada. Zrobiłam sobie wyliczenia naukowe i tam wyszło mi, że na pewno muszą się te naukowce mylić, z kolei wejście na wagę dobitnie utwierdziło mnie w przekonaniu, że waga kłamie!
Włączyłam więc YouTube z Ewą Chodakowską, co jak nic jest i z Wenus i z Marsa i w ogóle nie z tego świata, więc jak każde science fiction nie należy jej traktować poważnie. Zresztą zestaw ćwiczę z nią w roli głównej nazywa się killer, co tłumaczy wszystko, a człowiek, taka Zośka na ten przykład, pożyłby przecie jeszcze trochę.
Co więc w zamian? W zamian byłam dzisiaj na opłatku polonijnym. Wypiłam barszczyk, bez uszka ale z krokietem. Zjadałam danie gówne- grilowany karczek , tuszczem ociekający i takie ziemnioki z fetem z kaczki ( regionalna potrawa ), poprawiłam wszystko szarlotką z lodami i bitą śmietaną, zapiłam towar dwiema lampkami wina i filiżanka kawy -CZARNEJ BEZ CUKRU. I ta kawa właśnie dobitnie wskazuje, że obrałam właściwą drogę w celu odzyskania  figury sprzed pietnastu kilogramów.

piątek, 3 stycznia 2014

Trzeba mi wielkiej wody... oj nie trzeba, jeden Pan Bóg wie, jak nie trzeba. Wszystko wokoło pozalewane, wichurą powyrywane i nic nie zapowiada poprawy. Jutro nadal przewidywany koniec świata. Całe szczęście, że my na górce.
Do tego auto się zepsuło w samego Sylwka i dosyć zabawnie wyglądaliśmy natenczas na drodze. Ja- w otwartych szpileczkach, kusej sukieneczce, a Prześwietny Pierwszy Mąż - w białej koszuli zakasanej po łokcie, co niekoniecznie po chwili była biała, za to ociekająca w strugach deszczu i owszem.
Do celu dotarlismy z lekkim opóźnieniem, ale jednak. Nowego Roka przywitaliśmy, a jakże, a dzisiaj całkiem już zdrowy pojazd odebraliśmy od lekarza tyle, że lekarstwo okazało się być bardzo drogie. A nawet powiedziałabym zdecydowanie za drogie i chyba było lepiej gada dobić niż diagnozować i leczyć.
I taki to początek roku, w tym roku. Strach się bać, co bedzie dali.
Z racji tego poszłam smutki topić na wyprzedaże i tylko resztki zdrowego rozsądku kazały mi w końcu powiedzieć samej sobie dosyć!!! Prześwietny Pierwszy mówi, że i tak zdecydowanie za późno. I pyta, gdzie ty kobieto zamierzasz to wszystko upchnąć, jak trzy szafy pełne?
A gdzieś!

A, w sprawie tego, co to wszyscy to mają na początku roku to: