piątek, 29 czerwca 2012

Obserwacje zoologiczne:
Czarny podżera z miski Białego. Biały wyraźnie się boi. Podejrzewam cykliczne zastraszanie. Może nawet przemoc w rodzinie?
 Odkąd połapałam się w podwójnym charakterze Czarnego pilnuję, żeby sierściuchy zasiadały do stołu przy mnie i przy mnie konsumowały. Nie opuszczam stołówki do końca posiłku. Łypiąc złowrogo. Napominam w narzeczu słowiańskim stąd nie ma pewności czy uwagi docierają do odpowiednich uszu ale Sprawiedliwość musi być po naszej stronie! Znaczy się Białego i mojej.
Prześwietny Pierwszy Małżonek też czuje się zastraszany, stłamszony, postponowany i lekceważony. A wszystko po tym jak przytargałam do domu ósmą parę białych spodni ( no nie całkiem przecież białe, bo mają leciutki, taki tyci, tyci odcień fiolet, różu? ) i nie chodzi ponoć już o to, że spodnie ale, że świat przeludniony, a Afryka cierpi na brak wody ( co ma piernik do wiatraka? Pije sam pod moją nieobecność?). Systematycznie i pedantycznie przeciągnął mnie po mieszkaniu ( nie za włosy ). Zarzucił mi, że cały dom jest w moich ubraniach, że zajmuję trzy szafy i trzy czwarte kolejnej, niby jego oraz wszystkie możliwe regały, a buty trzymam nawet u dziecka w pokoju ( jakie dziecko? Stary koń! ). Znalazł jednak okliczności łagodzące i przemawiające na moją korzyść - oddawanie, co jakiś czas zasobów do charity ( no przecież mówiłam, że nie jestem chomikara i szybko się nudzę ).
Wymusił  obietnicy poprawy. Kazał wydawać na cokolwiek innego byle nie ubrania.
Hmm, może dragi?
No, nie dadzą się człowiekowi wzbogacić, nacieszyć. Zwykła zazdrość, ot co!

 Fajną kurtkę dzisiaj widziałam - czerwoną ,a w czerwonym mi do twarzy.

wtorek, 26 czerwca 2012

Tematy luźne bedo.
Tradycyjnie pada. No ale chociaż nie wieje chłodem. Jak jechałam na rowerze, to pomyślałam sobie ,że takie okulary z wycieraczkami powinni robić ale nie robią. Nic nie widziałam, jechałam na oślep i jeszcze frezura mię się zniszczyła. Laker spłynął, loki się rozprostowały, kolor się był zmył.  Nie wiem tylko czy kto zauważył czy nie, bo niby kto by na staro babe patrzył.
Stary to jest koń -jak mawia mój tato. Oj i mój ojciec nie pierwszej młodości. Martwię się o niego coraz częściej, robi rzeczy nierozważne. Na szczęście dał się namówić i trzy razy w tygodniu ma kogoś, kto zadba o komfort życia. Oby ta metoda się sprawdziła, bo bardzo mi moja niemoc w tym temacie ciąży. A dziadek w trzydziestostopniowym upale postanawia, że MUSI kwiatki na cmentarzu podlać, znicz zapalić.
Sierściuchy żyją. Co gorsza następuje coraz większe zacieśnianie kontaktów. Jak usłyszą klucz w zamku pędzą jak szalone i uprawiają wyższą sztukę pokrętnych umizgów. Przemogłam się. Ręka moja ich dosięgła ( i to nie raz! ) wcale nie w celu uduszenia. Na mózg mi padło znaczy się. Prześwietny Pierwszy Mąż jak zgrana płyta- wiedziałem ,że tak będzie.
Lucy wróci  - wszystko wróci! Do normy.


piątek, 22 czerwca 2012

No, co tu mówić, koń jaki jest każdy widzi. Leje, leje, leje. Trzynaście stopni. Wieje. Ślimaki wielkości śledzi. Obrzydlistwo. Może sprzedawać jako czyste białko?
Szukamy jasnych stron.
Jasną stroną na przykład może być to, że listonosz przyniósł czek na dość znaczną sumę w zwykłej piaskowej kopercie. Wrzucił ją przez dziurkę i już. Poszedł sobie. A mnie ciągle takie rzeczy dziwią ,że jak to? Bez podpisu? Bez  dowodu? Paszportu? Peselu? Imienia ojca? Panieńskiego nazwiska matki? A no właśnie. Normalka panie. Poczta jest od doręczenia ,a nie od dręczenia. Co w środku? A co to panie kogo obchodzi. Jest adres i już. Nic nie ginie.
Jasną strona jest też to, że moja Josephine mimo swojej niewysokiej tutaj emerytury dostanie od państwa po wyjściu ze szpitala opiekunkę, która z nią zamieszka aż do czasów ostatecznych i że nie będzie ją to kosztowało złamanego pensa. Starości tutaj ma swoje prawa panie.
Jasną strona jest to, że czyta się, czyta, czyta chociaż tak pożądane Millenium Stiega Larssona nie zachwyca. Niemniej jednak doceniam za lekkość pióra.
A Niemcy z Grekami prowadzą. Jak zawsze panie, jak zawsze.

wtorek, 19 czerwca 2012

Wystarczy tylko trochę ponarzekać publicznie i proszę - słoneczko cały boży dzień. Toteż bez zbędnych ceregieli walnęłam się na leżak z prasą importowaną i bezwstydnie czytam od poranka. Z przerwą rzecz jasna na gotowanie pokarmu dla sfory, bo nie samą literaturą te bestie żyją.
Moja psiapsiółka o sercu gołębim ( cholera czemu akurat gołębim, ktoś wie? ) i wielkim jak stepy akermańskie zbiera dla mnie wszystkie kolorowe pisma od wyjazdu do przyjazdu i dzięki czemu z wielkim światem jestem za pan brat. I zupełnie mi nie przeszkadza, że wiadomości archiwalne o dozgonnej miłości rozniesione zostają siedem numerów dalej w drobny pył. Powiedziałabym nawet, że tak sytuacja dodaje lekturze pewnego oryginalnego smaczku. Jak czytanie od końca.

Kto pamięta jeszcze zośkę na wygnaniu ten wie, żem wielką miłośniczką tutejszych kotów wszelakich, szczególnie tych srających w moim przydomowym ogródku i nie tylko.
Otóż jak to mówią -Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Nadeszła wiekopomna chwila. Zemsta jest rozkoszą bogów. Przebaczam ale nie zapominam. Co nagle to po diable. Na złodzieju czapka ..., że nie pasuje? Wszystko mi dzisiaj pasuje!
Somisiadka Lucy wyjeżdża na wieki wieków czyli tygodniów dwóch w siną dal do niejakich Włoszanów i co? No, no, no zgadnijcie ...no właśnie, przyszła z zapytaniem czy wykarmię pod nieobecność właścicielki 3! słownie trzy! sierściuchy.
Z największą rozkoszą! Zapewniam. OFKORS!
Kuchnia serwować będzie dania wyszukane i wykwintne w myśl zasady, że wszystkie grzyby są jadalne z tym, że niektóre tylko RAZ!
Nawet Sweeney Todd z Nellie Lovett w tym temacie przy mnie wysiadają. Czuj duch! Zacieram rączki.
Ech, pięknie było ale się skończyło.I wcale nie dlatego, że nasi przegrali, chociaż żal.
Żal to jest jak zawsze wracać. Zostawiać przyjaciół, Opole z konkursem piosenki i ryneczek pełen warzyw, owoców rozmaitych, co to nie w pudełku, nie sterylne ale brudne, za to naturalne i całymi kopami wylewające się ze straganów.
 Co zjadłam w temacie truskawek, czereśni ( pierwsze 25zł, rozbój w biały dzień ), ogórków małosolnych - to moje i nikt mi tego nie odbierze! Doszłam do wniosku, że właściwie mogłabym żyć na suchej bułce i tej kiszonce, tak lubię ogórtasy.
Wróciłam bogatsza o trzy pary butów, przeróżne części garderoby, ćwierć sklepu drogeryjnego i połowę biblioteki. A, że podróże kształcą to cwana ze mnie bestia i... zabrałam 22kg w bagażu głównym, 15 w podręcznym oraz wysłałam 20 kilogramową paczkę.
Jak by nie patrzeć, taka mała Zośka przytargała 57kg towaru!
Przeżyłam pijaną ekipę Brytyjczyków raczących się na pokładzie samolotu naszą rodzimą Żubrówką i o krok będąca od odstawienia z powrotem na terminal i  w końcu cała i zdrowa dotarłam do rodziny.
Pierwsze to szok termalny. Drugie zgliszcza w ogrodzie -banda slimorów z wykupionym karnetem na stołówkę nie odpuściła, chociaż mówiłam przed wyjazdem ,że zamknięte aż do odwołania. Pietruszkę szlag jasny trafił.
Zaś w samym domu szarańcza rodzima w pełnej gotowości już nóżki w starterach trzymała i dawaj do ataku. Każda sztuka złapała w ręce czytadło, po pudełku tiki-taków, malagi i kasztanków i sru do nory.
A kto będzie ten bajzel po przyjezdny ogarniał, no kto, się grzecznie pytam?!