wtorek, 31 lipca 2012

Kurdesz, pogoda nie sprzyja, a dokładnie ciśnienie. Dzisiaj miałam kłopoty ze skupieniem uwagi i kojarzeniem. Strona prawa myliła mi się z lewą , góra z dołem, dół z gorą i nawet kiepsko mi szło przypomnienie sobie jak się nazywam. Zaś o tym ile ma lat zapomnieć nie mogłam, bo młodzież koo mię uparcie mówiła mię Pani i nijak nie reagowała na przyzwolenie bruderszafta. Czas umierać.
Tymczasem, natenczas latorośl młodsza wybiera się do Polski.
 Ja rozumiem, że ja osobiście nie mogę się spakować z tym trylionem butów i torebek ale żeby zabierać ze sobą cały sklep elektroniczny???
 Chopie na co ci to?!
Dawniej to kawę się woziło,czekoladę, gumę do żucia i proszek Persil, radość dla całej rodziny, a teraz nawet pogadać z takim jak przyleci nie pogadasz, bo cały czas słuchawki w uszach i kciuki zajęte, nawet w sraczu.
No cud boski, że jeszcze jakoś zasypiają bez tego.

piątek, 27 lipca 2012

No to najnudniejszą ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich mamy za sobą. Żeby nie zasnąć szczypałam Prześwietnego Pierwszego Męża po policzku i wieczór zagryzałam parówkami maczanymi w czerwonym winie.
Moi chłopcy na trzeźwo stwierdzili, że gdyby nie David Beckham i jego długa podróż po Tamizie, to impreza mogła by się skończyć dużo wcześniej i, że to jednak wszystko przez niego. Nawet Ela dłubała mało po królewsku w paznokciach ,aby zabić wszechogarniające ją poczucie bezradności memłania flaków w oleju.
Paul McCartney fałszował ale w pewnym wieku przebacza się wszystko dlatego też publiczność bez gwizdów jeszcze przed zakończeniem całości w pośpiechu opuszczała stadion.
Zaś Gary Lineker z rozbrajającą szczerością przyznał w studiu BBC, że niekoniecznie zrozumiał historyczne odniesienia części artystycznej.
Dobranoc Państwu- ziewwww.




wtorek, 24 lipca 2012

Pierwszorodny na wyżerce w łykend w domu.
Dziecko, ty już taki dorosły jesteś, a my nic o tobie nie wiemy. Ty zawsze taki zamknięty w sobie, nigdy nic nie powiesz, nie poopowiadasz.
- bo nie pytasz.
- no to jak tam żyjesz? Dajesz rade?
- daje
- no ale jak?
- normalnie
- jak normalnie?
- no, normalnie
- a chodzisz gdzieś wieczorem?
- no chodzę
- ale gdzie?
- no wszędzie
- ale gdzie wszędzie?
- oj mamuś, no tam gdzie się chodzi.
- a dziewczynę jakąś masz, spotykasz się z kimś?
- mamuś, ale to już jest prywatna sprawa
- no dobrze
- a w pracy? W pracy jak tam? Co tam robisz?
- a tego nie mogę ci powiedzieć, bo to jest tajemnica służbowa.

niedziela, 22 lipca 2012

Pogoda taka, że w końcu udało mi się wybrać na carbłot ale muszę oddać sprawiedliwości ,że błota nie było, za to trawa przy tym nawodnieniu po kolana.
Brodziłam zatem w botanice i zastanawiałam się czy fauna w postaci tych kleszczowatych tam też jest, bo co chwilę coś mię kuło w łydko-stopy.
Pyliło co mogło, zapylało moje nozdrza jak trzeba i gdyby od tego zachodziło się w ciążę, to na bank urodziłabym oddział albo i batalion. Nawet jeśli przebiegle dokonywałam co chwila aborcji, w postaci wydalania za pomocą napadów kichania.
W związku ze tym zrazu nie wiedziałam, czy oglądać te wszystkie dobra wyrwane z domostw brytyjskich i wystawione na widok publiczny, czy może wiać stamtąd w cholerę.
Rozsadek podpowiadał, co innego niż babska natura i głupotom byłoby tłumaczyć, co ostatecznie zwyciężyło.
Kupiłam sobie zarąbiste lustro. Takie na całą ścianę, w pięknej starej ramie. I skoro sprzedaż z bagażnika, to i kupno do bagażnika. Podjęłam wyzwanie zatargania tego cuda do auta czyli lustro na ramię, znaczy się w ramie ale na ramię, tylko czyje? Bo na pewno nie moje, rozmiar 38. Ale od czegóż ludzie dobrej woli?
Jak już miałam rzecz przy samochodzie, to odetchnęłam z ulgą. Pot z czół bitewnych otarłam i dawaj ...no właśnie. Może i ono było z bagażnika ale na pewno nie auta osobowego. A dokładnie nie tak osobowego jak moje.
 No przecież nie oddam, jak za bezcen kupiłam i już witam się z gąską. Suma summarum czyli viribus unitis nie pytajcie jak, zajechałam z fasonem pod dom z zakupem. I tu fason się skończył, bo jeszcze trzeba było je wyciągnąć, a potem pokazać Prześwietnemu Pierwszemu Mężowi.
- kupiłam lustro na całą ścianę!
- no, piękne tylko my takiej ściany nie mamy.

piątek, 20 lipca 2012

Trochę było zawirowań i żeby nie to, że jedno tragiczne to byłoby nawet śmiesznie.
Nie posiadam zbyt dużego doświadczenie z angielską służbą zdrowia, ( moja łan wizyta i dwie operacje Pierwszorodnego  nie stanowią ) ale te ostatnie, które mam, wystarczyłyby na nowego Monty Pythona z Koszmarem z ulicy Wiązów, włącznie.
Okazało się, że jedna z mieszkających tutaj młodych Polek potrzebuje pomocy tak w ogóle, jak i takiej w charakterze tłumacza. Temat ciągnie się od kilku tygodni. Zorganizowaliśmy co trzeba, bo na pierwszy rzut oka widać było, że coś z nią nie teges. Chora do lekarza nie chce, bo była w ciągu trzech miesięcy dwa razy i dwa razy dostała środki przeciwbólowe.
Ty się chora nie martw teraz, ktoś za Ciebie wszystko wyklaruje i będzie ok.
Wizyta pierwsza.
GP:- nie, nic nie widzę.
Cały czas śpi?- przemęczenie.
Nie dowidzi? - przemęczenie albo koniecznie wizyta o optysty? W celu różowych okularów, żeby się tak sobą nie przejmowała.
Głowa ją boli i z nosa leci?- e, no, to zatoki.
Schudła? - no to z tego przemęczenia, zatok i z tego że nie dowidzi ( w domyśle jedzenia ).
No dobrzrzrz, skoro się upieracie, dam lek!
Po tygodniu.
Szanowna Pani GP- poprawy nie ma żadnej, a właściwie jest gorzej, bo dodatkowo ma jakieś irracjonalne zachowania, sprawa ciągnie się trzeci miesiąc, nadal nie je, głowa nadal boli, nie  tylko nie odwidzi ale wręcz nie widzi, prosimy uprzejmie o skierowanie na badania, bo sytuacja zdaje się wymykać z pod kontroli ( o ile kiedykolwiek pod kontrolą była )
GP- skierowania nie dam. Dam lek! Antybiotyk!
Uprzejmie prosimy może by jednak zanim ten antybiotyk to jakieś badania, bo z całym szacunkiem do GP nie jest git- majonez.
No, dobrzrzrz, skoro taki napór. Dam ale lek! też dam!
Z wynikami do GP
- no, dobre są, w normie.
- ale jak w normie jak to na czerwono, to na czerwono, to na czerwono i to na czerwono, trzy czwarte wyników na czerwono?
- bo antybiotyk jeszcze nie działa!
Przyjdźcie jak zadziała.
Nie przyszłyśmy. W następnym dniu wezwałyśmy pogotowie.
-Pacjent oddycha? Jest z nim kontakt? Ran postrzałowych nie ma? Noża w brzuchu nie stwierdzono? Przyjedziem jak sie obrobim.
Przyjechali po pięciu godzinach.
Natychmiast do szpitala!
Rozległy guz mózg bez szans na operacje.
 Dlaczego tak długo czekaliście???
Rozumiem, że pytanie nie było do nas.

wtorek, 17 lipca 2012

Nie wiem gdzie należny pochować ślimaki. W sensie pochówku. Czy normalnie w trumienkach i do ziemi, czy może do krematorium, a prochy rozsypać? W każdym bądź razie leżeć tak pokotem w mym ogrodzie nie mogą , bo mię psują ogólne wrażenie.
Czemu leżą? Prawda jest smutna i pewnie po tej notce animalsi podpalą mi chałupę albo sprawę do prokuratury oddadzą ale co tam.
 Otóż leżą, bo ja nie daję im żadnych szans ( poza tymi na rozmnażanie, bo  TO akurat ścierwa robią nocą, kiedy śpię! ). Vet za vet. Wpieprzyłyście moje? To ja teraz wpieprzę Wam.
Codzienne przed poranną kawą, nigdy po, bo widok tych bestii przyprawia o mdłości, a szkoda by było tyle dobra w postaci świeżo zaparzonej  lavazzy oddać, sypie im drugie śniadanko, już nie zielone ( przecież nażarły się dosyć witaminek ) ale niebieskie. Pyszne jedzonko. Arszenik i stare koronki. Trup ściele się gęsto. Tylko co dalej? Efekt jest zadowalający ale zrazem z lekka zatrważający. Pole bitewne. A jeńców nie ma komu brać.

niedziela, 15 lipca 2012

Obrazek niedzielny. Przychodzi  do kościoła para z tak na oko trzyletnią dziewczynką. Dziewczynka jest bardzo nieśmiała i grzeczna. Elegancko ubrana, uczesana, spinki, kokardki, warkoczyki i zawsze z torebką.
 Siedzą zazwyczaj w okolicy nas, a dokładnie przed nami. My jak to my spragnieni córki, synowej, wnuczki, rożnymi sposobami próbujemy ją do siebie zwabić. Leci mruganie oczami, wyciąganie rąk, uśmiechy. Nic z tego, co najwyżej, co jakiś czas na nas popatrzy i spuszcza oczęta wielkie jak talerze i niebieskie jak niezapominajki.
Dzisiaj przyszli też ich znajomi i jak Małą zobaczyli to dawaj te same sztuczki co my. Mała zrazu odporna, po jakimś czasie dała się skusić i powoli podążyła w ich kierunku. Usiadła na krzesełku i nagle jak się nie zerwie. Torebka! Zabrała torebkę od mamy i z powrotem poszła i elegancko sobie z tą właśnie torebką usiadła. Wszyscy boki zrywaliśmy. Ale przecież nie od dziś wiadomo!

sobota, 14 lipca 2012

Przeczytałam wczoraj, że Aleksander Kwaśniewski tłumaczył swojej córce, że jak ma powiedzieć brzydkie słowo kurwa albo kurcze, to niech powie kurwa, tylko niech to będzie uzasadnione. Człowiek ten, daleki mi mentalnie , werbalnie, a nawet wyglądowo, jak i cała zresztą ta farbowana rodzina, tym razem przypadł mi do gustu.

Kurwa- milionpięćsetstodziewięćsetny poranek z deszczem!

Brytyjski Związek Meteorologiczny ogłasza nabór dzieci do lat pięciu na objazdową wycieczkę po krajach, w których temperatury przekraczają 20C i gdzie nieustanie świeci słońce ( taka wielka żółta kula na niebie ).
A wracając do tej kurwy, to przypominają mi się poranki w akademiku, kiedy to wszyscy jak jeden mąż, na czwartym roku studiów, byliśmy zmuszeni jeździć w czwartki na tzw. Wojsko.
Wojsko był mocno oddalone od akademika i aby zdążyć na siódmą, trzeba było wstawać o piątej. Dokonać stosownych ablucji i wybrać odpowiedni strój. W przypadku płci brzydkiej trzeba było również się ogolić. A, że trafiła nam się akurat zima stulecia, to co rusz, to siarczyste słówko dolatywało z koedukacyjnej łazienki, gdzie przyszły kwiat Ludowego Wojska Polskiego, próbował dokonać cudu w lodowatej wodzie.  O ile ona w ogóle leciała.
Ech, piękne to byli czasy. Granatem rzucałam tak, że zawsze spadał koło mnie, a mój Kapitan Kaszuba wołał w znanym mi już dobrze języku - kurwa mać, Zośka! No, nie żyjecie, no już kurwa nie żyjecie, a wróg nadal naciera!


środa, 11 lipca 2012

Pogłoska o mojej śmierci była mocno przesadzona.
Prześwietny Pierwszy Mąż przywiązał mnie pasami do łózka. Wyłączył telefon. Zabrał komórkę. Dziuba nie zakleił, bo muszę jednak odkasływać, za to zakazał odzywać się w jakimkolwiek temacie poza wołaniem - raaatunku! W swej łaskawości pozostawił łaptoka.
Dzisiaj jest ciut lepiej, snaczy się trucizna antybiotykowa działa.
Rano nawet zachciało mi się kawy, od której odrzuciło mnie już dni kilka temu. Dostałam do łóżka ( jasne strony chorowania ).
Jak patrzę na swój obraz w lustrze to stwierdzam, że Prześwietny Pierwszy jednak musi mnie kochać nad życie albo jest ślepy.
Dzisiaj doprowadzę się już do niejakiego porządku. Głowę umyję. Trwałą zrobię. Pasemka przesmaruję. Na twarz charakteryzację rzucę. Niech no tylko klamkę znajdę albo nawet klucz do tych cholernych drzwi.

wtorek, 10 lipca 2012

Klapa na całej linii. Bitwa przegrana. Płuca zajęły wojska pancerne. 
Antybiotyk.
A za oknem eee, dajmy już temu spokój, bo się nudne robi.
- Żono czy scesz herbaty ze cytrynkom?
- Nie sce, pragnę umrzeć!

niedziela, 8 lipca 2012

Wróciła Lucy.
Sama nie wiem jak to wyrazić ale nagle zrobiło mi się żal tych wizyt w stołówce. Że niby już nie podam sierściuchom kotleta?
Lucy opalona jak diabeł. To musi być fatamrugana. Nie ma takiego miejsca na ziemi. Nie ma. A tzw. Słońce ( co to w ogóle jest ? ) jest gwiazdą nieznaną z powieści Lema.
A tymczasem jakimś cudem nad ranem przestało padać. Pomiędzy jednym a drugim atakiem kaszlu, nieskutecznie trzymana za rękaw piżama, pognałam w te pędy do kuchni nastawić pranie, wirować, wyciągać, wieszać. Dostałam zadyszki ale zdążyłam. Nie zdążyłam ściągnąć. Darmowe płukanie.
Prześwietny Pierwszy Małżonek sceptycznie przygląda się uginającym się sznurkom. Czy aby żono ma nie przesadziłaś? Głupio tak w starczym wieku bez bielizny iść do pracy, a mokrej nie zamierzam, bo domowe szpitalne łóżko zdecydowanie wskazuje na dłuższy pobyt pacjenta.
Oj tam, oj tam dzisiaj zastosuje wariant B kuracji X  i od jutra łóżko do dyspozycji. Nie takie rzeczy my przechodzilim!

sobota, 7 lipca 2012

''Tak mi źle tak mi jakoś nudno, nie chce mi sie nawet utyć, bo zara bede musieć schudnąć ... czy jakoś tak to było. Tyle, że utyć to mi się nawet by ściało tylko przez gardło mi nic nie przechodzi.
 Zaniemogłam, zaniemówiłam, ochrypiałam. Chyba na znak jedności z Agnieszką Radwańską ale widzę ,że to budzi pewien obraz zadowolenia na twarzach domowników. I teraz nie wiem, z czego oni się tak cieszą? Z tego, że im nie zjadam, czy z tego, że nie gadam?
Czuję za to, że przedmioty martwe trzymają ze mną sztamę. Jak ja zaniemogłam, to samochód też. A co! Prześwietny Pierwszy Mąż stoi przed dylematem- kogo ratować szybciej. Postawił na samochód.
Pomiędzy jednym a drugim atakiem gruźliczego kaszlu pomalowałam sobie paznokcie. I trochę przestrzenie obok. Nie myję, nie szoruje, nie sprzątam to i lakier się mię błyszczy. Leżę i wyglądam. Jak zabierze mnie ta wielka woda, co teraz stanowi problem w Anglii, to chociaż w zaświatach będę elegancka.

piątek, 6 lipca 2012

Zaczęło się bardzo niewinnie. Myślałam, że coś mi wpadło do tchawicy i stąd ten trudny wieczorny kaszelek. Kara za podjadanie przy czytaniu w łóżku.
Płonne nadzieje. Po dwóch dniach jestem wykończona, a dzisiaj czuję się jak Maryśka na marach. Leżę. Bez tchu. W gardle szaleje mi pożar niczym w australijskich lasach, z nieba się leje i z mojego nosa również. Boję się zakasłać, bo  somisiedzi będą pytać co tak gra, a właściwie rzęzi i wyje.
Mam wrażenie, że za chwilę rozerwie mi płuca. Przeziębienie? W lecie? No tak, jakie lato, z dwóch występujących tutaj pór roku lato bywa czasami, a częściej jednak jest ciulat...
Z wrodzonej wrogości do wszelkiej maści lekarzy, nie wybieram się. Na razie stosuję leczenie własne.
Prześwietny Pierwszy Mąż, który nie pamięta abym kiedyś była przeziębiona wpadł na pomysł, że to uczulenie na koty!
Po dwóch tygodniach???
W każdym bądź razie cokolwiek to jest niech sobie idzie w pierony!

wtorek, 3 lipca 2012

CNN dało plamę na całej linii w nocy podało, że Gotye popełnił samobójstwo, rano sam artysta dementował plotkę.
Kiedy jest dobry moment na umieranie? W piękne słoneczne lato, jak moja mama, czy  w lato deszczowe kiedy życie toczy się ale jakby już obok nas, a nie w nas?
Byłam dzisiaj u Josephine. Jestem dogłębnie poruszona jej stanem. Niebytem. Pozostawieniem jej samej sobie w tym nieznanym świecie.
O godzinie 11 nie było jeszcze żadnej opiekunki u niej. Weszłam przez otwarte nie wiedzieć czemu drzwi. Siedziała bidulka w piżmie już teraz sześc razy na nią  za dużej, z gołymi nogami, bez śniadania, bez picia,  bez leków. Nie poznała mnie. Pozostawiona samej sobie i litości, która może kiedyś na nią spłynie.
Poryczałam się. Zrobiłam kromkę chleba z samym masłem jak chciała, do tego bawarkę. Odcięli jej gaz za to dali mikrofalówkę, o której działaniu Ona nie ma zielonego pojęcia. Nie tak miało być.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Taa, nawet ślimaki mają dosyć, ile można brać prysznic? Polazły znudzone w cholerę.
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni ...a miejscowa ludność utartym obyczajem w lipcu chodzi w kozakach i kurtkach z futerkiem.
Może to jest ten sposób na długowieczność? Japonki w grudniu, a w lipcu barchany. Czy to jesień czy to zima, co nas tu trzyma?
Mądra Kaczka mówi, że tu tylko jedna pora roku - deszczowa.
Czuje, że rdzewieję. Na rdzę dobra coca-cola. Kupiłam dwie butelki. Light. I błąd. Teraz umrę. Czytam, że:

  • karmel amoniakalno - siarczynowy - podany w większych ilościach powodował u zwierząt doświadczalnych zmiany w obrazie krwi i skurcze mięśni
jestem dzisiaj jak to zwierzę, śnięta ryba

  • kwas ortofosforowy - spożywany w dużych dawkach może upośledzać wchłanianie z przewodu pokarmowego wapnia, magnezu czy żelaza, a co za tym idzie przyczynić może się do osłabienia kości i zębów
czuję słabość lewej siódemki

  • benzoesan sodu - wykorzystywany jako substancja konserwująca. Uważać na niego powinny wszystkie osoby skłonne do alergii
nie tylko jestem do alergii skłonna ale jak najbardziej jąposiadam

  • cyklaminian sodu - dodawany jako substancja słodząca. Badania prowadzone na zwierzętach dowodziły jego negatywnego wpływu na organizm. W nowszych doświadczeniach te informacje nie zostały potwierdzone. Mimo wszystko jednak zaleca się, aby nie przekraczać maksymalnej dziennej dawki, której dostarcza jedna szklanka coli light.
wypiłam szklanek dwie.

A w cholerę  z tym wszystkim. Jak barowa pogoda to trza było kupić jedną butelkę ale porządną, z procentami. Co niniejszym jutro uczynię, bo na trzeźwo nie da się w tym kraju żyć.

niedziela, 1 lipca 2012

Jest tak upojne lato, że normalnie...sesrać się można. Rano włączyłam ogrzewanie. Przegrzało się i od razu lepiej...nie mówić. Ziąb, deszcz, wiatr i tak w kółko. Wyciągnęłam koc i sweter barani. Dobrze, że ktoś wymyślił samoopalcze. Napawam się brązowymi łydkami. Moje ręcznik mniej.
Pozostajemy jedyną rodziną w okolicy z całym płotem. Somisiedzi wymieniają cyklicznie walące się części ale i nasz zaczął w końcu trzeszczeć. Podparliśmy go łopatą. Prowadzimy obserwację. Co będzie jak się zwali? Tego nie wie nikt.
Drzewo przed domem oszalało, obcięte na okrągło zdecydowanie powiększyło swoją objętość. Potroiło, posześciło? W każdym bądź razie włazi na ścieżkę i na posesję Lucy. Prowadzimy obserwacje. Co będzie jak zasłoni wszystko? Tego nie wie nikt. Jak nie wie nikt? Ja wiem! Lucy wróci, nie dostanie się do domu, z chrześcijańskim miłosierdziem przygarniemy ją razem z dzieckiem i przyległymi kotami i tak w komunie będziemy patrzeć na trzeszczący płot. A potem nastąpi koniec świata albo stanie się cud.