sobota, 29 września 2012

Zrobiła mi się fałda na plecach.
Widziałam ją dzisiaj osobiście jak przymierzałam pierdylion cyckonoszy na zakupach bywszy.
W mieście światowym, we Maksie i Szpenserze mają takie szprytne lustra dookoła i widać się nie tylko en face ale i od tyłu i ze z boku.
Widok mię nie ujął, a nawet ( nie bójmy się tego słowa ) -lekko zatrwożył.
 Zastanawiałam się, od czego taka fałda wyłażąca ze stanika może być;
a) z tego czego przecież nie jem?
b) z tego, że ja prawie w ogóle nie jem?
c) z tego pierwszego i z tego drugiego naraz, razem wziętych?
Prześwietny Pierwszy Mąż przyglądając się w domu ponownym przymiarkom, stwierdził, że ze złego rozmiaru.
- Jak ze złego, jak ja całe lata taki noszę?
- Nosiłaś, jakieś 10 kilo temu.
I weź tu człowieku nie pij.

czwartek, 27 września 2012

Rury drożne! A było tak.
Poskładałam te puzzle, puściłam wodę, a tu zatkane do nadal.
 Wyszło mi na to, że pewnikiem coś jest dali. A dali to ja już tak całkiem nie sięgałam, mimo włożenia się całej do szafki. Sięgałam ino troszkę.
 I co teraz? No, to teraz wzienam się za te troszkę, czyli za pomocą siły  (bez godności patrz odcinek poprzedni ) wyrwałam tę koleją część.
 Poooszło! Tyle, ze wyglądało, że i w tej ostatniej dostępnej rurze nie ma nic, nawet zdechłego szczura, który najbardziej był oczekiwany.
 Zaś cuzamen do kupy wzienam się za składanie i już po godzinie z okładem wszystko pasowało, tylko została jakaś jedna uszczelka, co była nagle w nadmiarze. Kana Galilejska czyli cudowne rozmnożenie.
Zaryzykowałam!
Nie ciekło ale i...nie spływało. Poczułam, że los ze mnie zakpił.
 Zrezygnowana poszłam do lodówki, która jest najlepszym przyjacielem kobiety, skoro w pobliżu nie ma brylantów, ani widoków na nie. A później na skołatane nerwy puściłam pranie, bo nie dość, że pranie codziennie musi być, to jeszcze zawsze mnie uspakaja i odpływ idzie do zupełnie innej rury.
 Na koniec wzięłam sobie kieliszeczek chilijskiej waleriany i tak uzbrojona, obrażona na cały ten niesprawiedliwy świat- poszłam czytać.
Czytałam, czytałam i topiłam smutki w walerianie.
Po dwóch godzinach zeszłam na dół i oczom własnym nie wierzyłam.
 Przecież nie mogłam aż tyle wypić!
 Wpłynęłam i to wcale nie na suchy przestwór oceanu. Wszystko poruszało się na tafli wody ale daleko mojej kuchni było do błękitu fal, sród kwiatów powodzi ,zdecydowanie zaś bliżej do katastrofy tankowca.
Nie słyszałam ciągnących żurawi, których by nie dościgły źrenice sokoła tylko
do nocy czyściłam ten śmierdzący syf.
Do nocy.

niedziela, 23 września 2012

Nie wiem jak to napisać ale są w życiu kobiety takie chwile, kiedy staje się mężczyzną.
Nie, nie urosły mi wąsy ani nie pojawiła się łysina, za to pojawił się zatkany odpływ w zlewozmywaku i męża brak ( niestety tylko chwilowy ) A, że chcieć to móc, rączo i ochoczo zabrałam się do pracy skoro nic nie chciało zeżreć tego, co w środku zatykało.
 Rozkręciłam wszystkie elementy spodnie modląc się, co by nie wyskoczył jakiś zwierz z czeluści i dawaj do czyszczenia.
Matko ze córką. No cóż. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem , czy jakoś tak. Biuro rzeczy znalezionych. Wyczyściłam wszystko, małe co nieco odzyskałam. I po sprawie.
Wszystkie czyściutkie elementy poukładałam sobie na podłodze i... no właśnie.
Czy jest na sali jakiś Hydraulik albo cudzy monsz, co ma chwilkie czasu???

sobota, 22 września 2012

Doświadczyłam pierwszy raz w życiu dyskryminacji ze względu na wiek i trzeba przyznać przed samą sobą, że nie jest to fajne uczucie.
Kurza dupa, to już nie wystarczy, że mi się twarz zmarszczyła, włos posiwiał i teleangiektazja na udach pokazała?
Życie jest jednak do dupy, a miało zaczynać się po czterdziestce. Hmm. Uprzejmie proszę o podanie adresu do Pana Boga, bo chcę dokonać pewnych rozliczeń i wnieść oficjalną skargę.

środa, 19 września 2012

 Wrzesień jest najpiękniejszym miesiącem na Wyspach. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, chociaż dzisiejsza poranna temperatura 3 stopnie powyżej zera, nie powala. A właściwie powala - zimnem. I tym sposobem ogłaszam, że sezon grzewczy rozpoczęty.
Kto by chciał bardziej się ogrzać, musi zajrzeć do zagranicznej prasy, obejrzeć najpierw nagie zdjęcia księżnej Kasi, a później poczytać gorące dyskusje na temat, co Kopciuszkowi wypada, a co zupełnie nie.
Wydawałoby się, że w jej przypadku ciągle aktualne jest noblesse oblige ale czasy się zmieniają i trudno ocenić czy można te cycki czy nie, bo z jednej strony dziewczyna z tego, co widać ma wielką chęć i karnie wpisuje się w nurt błękitnych sukienek, błękitnych butów, błękitnych torebek, błękitnych kapelusików, a z drugiej stanowi zupełnie nowe, chyba ostatnie pokolenie tego archaicznego tworu jakim jest pompatyczny dwór.
 Jedno jest pewne, jeśli dołożymy do całej sprawy szalejącego na imprezach Harrego - enfant terrible ( poszliśmy dzisiaj w języki ) rodziny królewskiej to wychodzi, że u królowej jak w każdej normalnej - problemów nie brakuje. I dzięki temu czujemy, że wszyscy jesteśmy równi mimo, że niektórzy czasami równiejsi.

 

sobota, 15 września 2012

W tak zwany łykend to ja nie robię nic. Odpoczywam.
Rano tylko pojechałam z Prześwietnym Pierwszym Mężem odstawić go na miejsce.
 Potem wróciłam, powiesiłam pranie, nastawiłam rosół i pędem pognałam do miasta światowego, na dworzec po dziecko Starsze ( w naszy wsi tory są w zamyśle albo i nie ).
Odstawiłam dziecko w dom. I wyskoczyłam do sklepu.
 Potem jedynie szybciutko pojechałam z dzieckiem Młodszym na mszę za rodzinę zaprzyjaźnioną i już po godzinie byłam w domu aby zestawić rosół i udać się do Josephine z gościńcem.
Od Josephine dalej z Młodym jako delegatem, zostawić go na imprezie jubileuszowej w intencji świętej rodziny zaprzyjaźnionej i już mogłam spokojne pojechać po męża tam, gdzie go rano opuściłam.
Po drodze wraz z Prześwietnym Pierwszym kupiłam hektolitry napitków i co tam jeszcze było trza( np. taśmę ) i wróciliśmy do domu.
Rozładowaliśmy ciężarówkę, w biegu wypiłam kawę i czas pokazywał, że trzeba Ślubnego odstawić w inne niecierpiące zwłoki miejsce. No to go odstawiłam. Przyjechałam. A po chwili okazało się, że nie ma jednego składnika potrzebnego do obiadu, to sru w auto i do sklepu.
Wróciłam. Starszemu dałam obiad i jazda po Młodego.
Odstawiłam przychówek w domowe pielesze.
Zadzwoniłam do ojca.
- no co ty robisz przez cały dzień, że nie dzwonisz?
- nic
 Minutę po telefonie somisiadka z problemem.
Na problem miałam około dwadziestu minut, bo zadzwonił Prześwietny Pierwszy, że gotowy jest do odjazdu.
Odjazd ,a najpierw przyjazd uczyniłam i po powrocie, czyli przed chwilą ( 18;30! ) pierdutnęłam wypoczęta, w pełnym rynsztunku na krzesło, a tymczasem z kuchni dobiegł mnie wielce zdziwiony głos
- ciasta nie upiekłaś?
No, chyba " w między" .

środa, 12 września 2012

Chyba sce mi się być na emeryturze. I z wiekiem jestem coraz żarliwszym przeciwnikiem emancypacji. Co to komu przeszkadzało, że się na szezlągu nóżki wyciągało, herbatę o jednakowej porze piło, do wód czyli do Sopot jeździło, na molo się z parasoleczką spacerowało, panów bogatych wyglądało. Ech.
A tymczasem z niczem nie mogę zdążyć. Ledwo oczęta otworzę, urodę namaluję, już się muszę demakijażyć i na nowo kłaść w piernaty. Nawet placków ziemniaczanych nie ma kiedy usmażyć, ani kawioru z jesiotra zjeść. Życie mię goni i goni. Jak ten myśliwy króliczka.
Do tego moja młodsza koleżanka zostanie babcią. Świat znaczy się do góry nogami staje albo może koło zatacza?
Ponieważ ostatnimi czasy borykam sie gupotom ludzkom, to w ramach odreagowania i w przypływie buntu istnienia postanowiłam robić nic czyli udać się na popołudniową drzemkę w odmęty zapomnienia.
Najpierw zadzwonił do drzwi pan z chęcią oferowania. Bynajmniej nie siebie. Może i lepiej. Odprawiony z kwitkiem.
Później zdzwonił telefon w sprawie oferowania. Rzucony z kwitkiem.
Jeszcze później pojawił się Prześwietny Pierwszy Mąż z nadzieją oferowania obiadu ale jemu. Pozbawiony nadziei.
A ja spania.
Przywdziałam więc strój pokutnika i udałam się w sklep po rzecz niezbędną. I teraz może mię ktoś pomoże, oświeci? Ki diabeł?
 Otóż jest u nas jeden taki sklep - duży, piękny i drogi z wyposażeniem wnętrz, w którym po raz kolejny doznałam uczucia, że zaraz zemdleję, dostanę zawału serca albo jakiejś innej palpitacji. Bynajmniej nie z powodu cen, bo takie tam zawsze i na zawsze i człowiek zwyczajny.
 Dokładnie tego uczucia zesłabienia doznaje w pewnej części tego budynku ilekroć w nim jestem. Jest tak niesamowicie silne, że dwukrotnie w przeszłości byłam zmuszona usiąść na chwilę. Dzisiaj obyło się bez siadania, bo natychmiast po pierwszych objawach postanowiłam wyjść. I już jestem na sto procent  pewna, że jest to tylko i wyłącznie sprawa TEGO miejsca. Nigdy przedtem i nigdy potem.
Co to do diaska może być??? Diabeł mi szepcze do lewego ucha?

czwartek, 6 września 2012

W związku z rozpoczęciem roku szkolnego Młody zapowiedział, że ma tyle roboty w klasie maturalnej, iż nie zamierza myć samochodu, odkurzać schodów, wyciągać ze zmywarki, ani nawet myć wanny. Cud, ze chociaż sam zamierza się kąpać.
 Przyjdzie starym rodzicom brudem zarosnąć albo emigrantów do czarnej roboty nająć. Najbliższe emigranty w rzeczy samej zamieszkują pod tym samym numerem co Młody, czyli pewnikiem na nich to wszystko spadnie. A nawet z hukiem zleci. Trza będzie węża gumowego rozwijać i rękawy zakasywać albo zakazać dalszej edukacji. To ostatnie kusi!
Dodatkowo po pierwszym dniu szkoły tonem nie znoszącym sprzeciwu, zażądał miliona na "rzeczy niezbędne" i tyle go widzieli. Miliona też. 
Pogoda oszalała i od tygodnia świeci słońce. OD TYGODNIA. Naród brytyjski zatem wyległ tłumnie w obnażonym ciele pokazując swoje wdzięki częstokroć w mocnym w nadmiarze ale się go tłumaczy, bo to wszystko z gorąca mu się stało. Snaczy się udar słoneczny. Na górze królują ramiączka, na dole kozaki, bo właśnie nowe skóropodobne pojawili się w sklepach.
A tymczasem dookoła pająki wieszają się gromadnie. Do łóżek lezą, do zupy wpadają, co oznacza, że jesień już czyha , a nawet pewnikiem stoi  u drzwi.

niedziela, 2 września 2012

Szampan mnie dzisiaj boli. Nie pomogły nawet truskawki ale tak to jest w patologicznej rodzinie. Matka chleje, dzieci chleją, a ojcu przychodzi na to wszystko zarobić.
Zażyłam kąpieli, kawę mocną mnie dali, ze sernikiem włącznie. A mówiłam, żeby mię tego sernika nie dawać, bo mam mocną wolę poprawy. Nieusłuchane to wszystko w cały świat.
Leżę sobie w łóżku, pogoda barowa ( Jezu, tylko nie barowa ) i se myślę, bo mom czas, jak nie mom czasu to tylko leżę ale dzisiaj mom i tak mi wyszło, że jak by tak zrobić sobie mały botoks? Na tę część, co mi opada i wcale nie dupę mam na myśli.
Ochoczo i rączo podbiegłam do lustra. Ujęłam w dwie ręce ( jedna mi drętwieje ) twarz i naciągnęłam w stronę uszu. Hmm, mogło by  być. Skoro Ewa Minge bez naciągania, jak deklaruje wszędzie gdzie się da, wygląda jak wygląda, to u mnie z naciąganiem nie powinno być gorzej. Ale z drugiej strony? Warto to? Ile mi jeszcze tego życia zostało? Jakieś piździesiąt z ogonkiem lat, bo mnie tam na życiu nie zależy, ja mogę żyć i do setki skoro właśnie kolejny rok mija.

sobota, 1 września 2012

Jeśli ktoś myśli, że blogger automatycznie zapisuje wszystkie posty, to jest we błędzie. Mój zeżarł kolejnego. Musi być na głodzie.
I tym sposobem nie chce mi się pisać po raz kolejny.
Powiem tylko, że angielskie koty oszaleli. Włażą cyklicznie pod moje auto. Pędzące. Samobójcy albo testujący klocki hamulcowe. Stawiam na to drugie, bo ostatnio wymieniałam.
Szampana pijem. Zagryzam truskawkami. Przereklamowane.
Josephine zawiozłam sernik, ciasto czekoladowe i rosół.
Wygląda jak ofiara przemocy domowej. Spadła z łóżka, uderzyła o ścianę. Oko fioletowe, czoło żółte, broda zielona.
- pyszny sernik, musisz wyjść za mąż, bardzo dobrze gotujesz
- ale ja jestem mężatką i mam dwoje dzieci, pamietasz?
- naturalnie, przecież twój syn przywiózł mi telewizor i ustawił programy
- no właśnie, pozdrawia Cię
- dziękuję, a on już chodzi do szkoły?
- Josephine, on już skończył studia i pracuje
- a tak, tak w Londynie mieszka, pamiętam

-----------------------------------------------------------------------------------------
- już idzisz?
- no, już muszę ale masz wszystko gotowe, przebrałam Ci pościel i obiad na jutro masz w lodówce
- dziękuję kochana, dziękuję. Tak sprawnie to wszystko robisz. Powinnaś wyjść za mąż i mieć dzieci. Powinnaś.