na ... targu. W sąsiedniej wsi w czwartki jest targ. Nijak ma się do polskiego targu z mnóstwem warzyw i owoców sezonowych i badziewia wszelakiego ale i tak go lubię. Można na nim kupić różne produkty typu -jajka od szczęśliwej kury czy nawet samą szczęśliwą kurę, którą właściwie szczęście opuściło na chwilę przed przybyciem na targ. Jest też masełko z pobliskiej farmy, tłuste mleko, sery wszelakie, pieczywo, ciasta i różne wyroby okolicznych rzeźników.
A najfajniejsze jest to, że owoce i warzywa nie są sprzedawane na wagę tylko na miski.
Ile się do miseczki zmieści.
Opanowałam patent kupowania na tym targu, bowiem jak się jedzie z rana to do miseczki za funta mieszczą się 4 grapefruity, albo kalafior i kapustka. A jak się jedzie w okolicy południa do do tej samej miski za funta wchodzi 6 grapefruitów i na przykład 2 kapustki i kalafior, czy dwa pęczki szparagów, trzy ogórki zielone i tym podobne.
A, że jestem przebiegła, występna i zdradziecka to dzisiaj za przysłowiową dychę zdrowo, w sensie dosłownym i przenośnym się obłowiłam, o!
4 komentarze:
U nas też jest zawsze w czwartki, ale nie aż tak dobrze zaopatrzony. I kilka razy niestety wcisnęli mi jakieś zgniłki, więc jestem ostrożna.
ufff, juz myslalalm ze znowu gdzies wywedrowalas.
A brak Ci takiego polskiego ryneczku?
Juz niedługo... tylko wygram w tego totka:)
Prześlij komentarz